Przerwa w dostawie bloga oraz film z Balkanow

Przerwa w dostawie bloga oraz film z Balkanow

Własnie kończę serie objazdowych wykładów na temat filtrów UV dla Essilora, zwanych w gwarze firmowej roadshow`ami. Odwiedziłam Sopot, Poznań, Wrocław, Rybnik i została mi jeszcze Warszawa w dniu jutrzejszym, a potem URLOP!!!

Podobnie jak w ubiegłym roku wybieramy się z Ziemniakiem na Bałkany. Motorem oczywiście.
Ostatnio przeżyliśmy mnóstwo przygód i przeżyliśmy w ogóle :)- to chyba istotne, zważywszy nocleg na polu minowym, jazdę na krawędzi przepaści i błądzenie po oblodzonych szczytach Durmitoru. Były momenty, kiedy tłukłam pięściami plecy mojego kierowcy i wrzeszczałam, że ma zawracać  a także modliłam się by w razie upadku od razu złamać kark...ale były też chwile zachwytu nad dzikim pięknem Bośni i Hercegowiny, chwile błogiego lenistwa na czarnogórskiej plaży i momenty głupawego szczęścia z powodu... ceny- jedyne półtora euro za całe 2 litry! -genialnego piwa Jeleń :)

Tym razem wyruszamy do Albanii. Nasz rumak czeka wypucowany, z nową parą opon w garażu a bałagan w pokoju osiągnął apogeum przedwyjazdowej gorączki.

Nie będę zatem pisać przez dobre 2 tygodnie ale kiedy wrócę zasypię Was zdjęciami  i może kiedy wrócę Marzycielka uszyje już dla mnie piękną torbę :)

Tymczasem zerknijcie na film z ubiegłorocznej wyprawy. Zmontowany przez Ziemniaka. Przepraszam za szumy na końcu,- jeśli ktoś do końca wytrwa- ale Ziemek siedział nad tym kilka miesięcy, przy okazji skasował bezpowrotnie filmik z innych wakacji, by się w końcu poddać...

Zapraszam:

https://vimeo.com/33392807


Pasta z soczewicy

Pasta z soczewicy

Dziś będzie kulinarnie i szybciutko, bo ostatnio jestem niestety, albo i stety, bardzo zajęta. Udało mi się w każdym razie upichcić pastę do kanapek dla naszych dzisiejszych szanownych gości Honoraty i Janusza, którzy odwiedzili  nas swoim szybkimjakbłyskawica motorem.
Honorata cały dzień leżała na słońcu i nieźle się spaliła- nie czytała chyba mojego ostatniego posta o niebezpieczeństwach związanych ze słońcem:).
Goście mięsożerni bardzo, ale z grzeczności pasty dzielnie skosztowali. Ja i Ziemek w każdym razie tę pastę uwielbiamy, udała się też przednio.


Zapraszam Was dziś zatem do mojej kuchni, po filtrach, fotostarzeniu, przebarwieniach i głębokich zmarszczkach to chyba miła odmiana. Zresztą warto sobie nieraz podjeść, to nam się zmarszczki pięknie wypełnią od środka :)


Danie jest bardzo proste a potrzebujemy:
- szklankę czerwonej soczewicy
- jedną dużą marchewkę
- kawałek pora
- duża łyżkę curry
- i łyżeczkę czerwonej papryki, lub pół papryczki chili


Soczewicę zalewamy wrzątkiem i gotujemy w małej ilości wody, często mieszając, bo skubana lubi się przypalić. Pamiętam jak kiedyś garnek przez to spaliłam doszczętnie a przed spaleniem domu ustrzegła mnie sąsiadka, która przybiegła zaalarmowane dymem. Trzeba zatem gotującą się soczewicę często doglądać.
W międzyczasie należy utrzeć marchewkę i pokroić pora, oraz podsmażyć warzywa na patelni a kiedy ugotuje się soczewica wszystko razem na patelni wymieszać i dodać przyprawy. Żeby smakowała bardziej tajsko warto pastę doprawić  na ostro.
Na koniec można wszystko oczywiście zmielić, choć ja tego nie robię, konsystencja jest i tak wystarczająco pastowata.


 Bardzo lubię sama wymyslać takie smaczki, ale tym razem zainspirowała mnie Beata Lipow i jej Lawendowy dom...od kuchni.

Dlaczego warto stosować filtry

Dlaczego warto stosować filtry

Zostalam zaproszona przez firmę Essilor do udziału w panelu dyskusyjnym na temat szkodliwości promieniowania UV i konieczności stosowania filtrów, który będzie przeprowadzany w 5 największych miastach Polski. Przez kilka ostatnich tygodni zatem, przygotowywałam się do dyskusji i odświeżyłam nieco swoją wiedzę na temat filtrów UV- bo właśnie o filtrach stosowanych w kosmetykach będę mówić na tych spotkaniach.

Post będzie długi i dla wytrwałych. Właściwie to piszę go dla siebie, żeby utrwalić sobie materiał do wywiadu. Jeśli nie chce Wam się czytać obejrzyjcie chociaż zdjęcia- może przekonają Was do stosowania filtrów i rozsądnego korzystania ze słońca.


Czy istnieją zatem skuteczne środki, które chronią naszą skórę przed promieniowaniem UV?

Tak, są to filtry, czyli substancje chemiczne, które odbijają lub pochłaniają promieniowanie UV.
Obecnie w kosmetyce stosuje się filtry fizyczne zwane też mineralnymi i filtry chemiczne.

Filtry fizyczne wykorzystują zjawisko fizyczne odbicia światła. Wytwarzają zatem na powierzchni skóry lustro, które odbija promieniowanie UV. Najczęściej stosowane to dwutlenek tytanu i tlenek cynku a takze mika, kaolin, talc. Osoby zajmujące się makijażem zapewne kojarzą te substancje z opakowań kosmetyków kolorowych. Rzeczywiście są one stosowane w kosmetykach jako bielidła i tę "białość" właśnie wykorzystuje się w celu odbicia światła. Sprawia też ona niestety,że filtry mineralne nie są lubiane, bo wytwarzają na skórze biała maskę a wiekszość z nich jest dodatkowo rozpuszczalna w tłuszczach wiec do tego jeszcze mocno się błyszczą. Co za tym idzie filtry mineralne są komedogenne i niestety zapychaja pory, nie chronią też zbyt dobrze przed UVA. Sa jednak bezpieczne i można je stosować nawet u niemowląt. Działają przez cały czas obecności na skórze więc nie trzeba ich dosmarowywać.

Obecnie filtry mineralne się mikronizuje, by poprawić ich właściwości kosmetyczne.

Filtry chemiczne po raz pierwszy zastosowała w 1971 roku firma Lancaster. Dziłają one na zasadzie pochłaniania. Wykorzystują reakcję chemiczną zamiany promieniowania świetlnego w promieniowanie cieplne. Najczęściej stosowane to Mexoryl XL i Mexoryl SX, Tinosorb M, Parsol 1789, Esolex 6300, Tinosorb S. Filtry chemiczne mają znacznie lepsze właściwości kosmetyczne, nie bielą, nie przetłuszczają i znacznie lepiej chronią przed UVA.

Nie są jednak zupełnie bezpieczne a jeden z nich PABA okazł sie nawet szkodliwy. Po pewnym czasie tracą też fotostabilnośc- trzeba się więc dosmarowywać. Filtry chemiczne wnikają w wierzchnie warstwy naskórka i ich bezpieczestwo nie zostało jeszcze w pełni zbadane. Ogromne ilości filtrów chemicznych, które spływaja do naszych mórz i oceanów działają podobnie do hormonów i sprawiaja, że pewne gatunki ryb i ptaków nie chcą się rozmnażać- nie są więc rownież zupełnie bezpieczne dla środowiska. Filtry chemiczne nie barwią skóry, ale plamią za to ubrania, te z poliestru- trwale.

Czy istnieje zatem preparat idealny?


Na pewno znamy jego cechy:

- pochłanianie całego zakresu UVA i UVB
- przyleganie do naskórka ale nie wnikanie w jego głąb
- fotostabilność,
- wodoodporność
- bezpieczeństwo
-  idelane właściwości kosmetyczne

Najbliższe temu ideałaowi są preparaty z filtrami firmy La Roche- Posay. Posiadają najmniejszą ilość filtrów chemicznych przy najwyższej ochronie UVA. Głównie dzięki zastosowaniu substancji Tinosorb M, która zarówno pochłania jak i odbija UV- więc można uzyskać wyższą ochronę przy mniejszej zawartości filtru. Substancje Mexoryl XL i Mexoryl SX wykazują z kolei najwyższą fotostabilność. Preparaty La Roche- Posay posiadją też najlepsze konsystencje.

Anthelios fluid extreme ma półpłynną konsystencję i zainspirowane kosmetykami Japonek opakowanie szaka- szaka z kulką w środku. Po wstrząsnięciu łączymy ze sobą składniki preparatu. Specjalne olejki ułatwiją aplikację, po czym się ulatniają zostawiając na skórze jedynie filtry, bez datkowego tłustego podłoża. Idealne dla skór tłustych i mieszanych a także dla osób ceniących sobie nietłuste, lekkie konsystencje.

I jeszcze o oznakowaniach. W tej chwili  najwyższą protekcję oznacza się 50+ i nie używamy już pojęcia bloker- ponieważ nawet najlepiej chroniący preparat zapewnia nam ochrone na poziomie

98 % i to przy nałożeniu na cm kwadratowy 2 miligramów preparatu- co jest oczywiście niemożliwe i dlatego tak istotne jest nakładanie jak największej ilości filtru .
Ochronę UVA oznacza się PPD lub IPD i jest ona 2 i pół razy mniejsza od UVB. Czyli preparat SPF 50+ zapewnia nam ochronę UVA na poziomie 20.



Chciałabym zwrócić uwagę, że preparat z filtrem to nie jest „ normalny” krem, nie możemy od niego oczekiwać, że super się wchłonie i będzie ładnie pachniał. Ma on przede wszystkim chronić- wiec najważniejszy jest jak najwyższy czynnik SPF i jak najwieksza fotostabilność. 
I najważniejsze- preparaty z filtrem nie wchlaniaja się (!)- a przynajmniej nie w całości. Filtr ma leżeć na skórze i odbijac swiatło. Strasznie mnie denerwuje,  kiedy niektóre blogerki piszą, że filtr im się nie wchłonął, czy też tępo się rozprowadza. Często producenci celowo zagęszczają konsystencje kremu, żeby wymusić na użytkownikach nakładanie wiekszej ilosci produktu- ponieważ trzeba wsmarować bardzo dużo preparatu z filtrem by uzyskać jak najwyższą ochronę- szczególnie u dzieci, czy osob z rożnymi fotoalergiami, przebarwieniami,  czy też o niskim fototypie. Jeśli „pięćdziesiątkę” rozetrzemy na skórze w małej ilości to wtedy jej właściwości ochronne znacznie spadaja i protekcja jest powiedzmy na poziomie 15…

A teraz przykłady, dlaczego warto chronić skórę przed słońcem.

Na początek bliźniaczki jednojajowe. Bliźnięta są zaprogramowane by starzec się identycznie tymczasem widać wyraźne różnice, siostry, które lubią się opalać wyglądają znacznie starzej

                                                                                                                                  zdjęcia La roche -Posay


A teraz dowód na to, że to UVA, które przenika przez chmury, szyby a także niektóre tkaniny jest odpowiedzialne za fotostarzenie. Nauczycielka, która nigdy się nie opalała, ale całe życie prowadziła zajęcia w jednej klasie, w której z jednej strony były okna- widać wyraźnie z której.


                                                                                                                             zdjęcia La Roche- Posay

Chciałam jeszcze przypomnieć, że w solariach stosowane jest wyłacznie promienie UVA...Skórę 19latki uzależnionej od solarium pokazywałam tutaj. Ten pis jest głównie charakterystyka filtrów stosowanych w kosmetykach. Jeśli interesują Was bardziej praktyczne porady, oraz chcecie zobaczyć więcej mrożących krew w żyłach zdjęć zapraszam do moich kolejnych postów  tutaj oraz tu.


A na koniec Nicole Kidman. Jej alabastrowa cera nie jest wyłącznie zasługą botoksu i fotoszopa, ale  także konsekwentnego unikania słońca. Nicole nie wyleguje się na plaży, nosi kapelusze i stosuje filtry.




Kasia ślubnie

Kasia ślubnie

Dziś będzie na temat, czyli kosmetycznie. W końcu blog o mazidłach miał być.
Chcę Wam pokazać makijaż ślubny Kasi- mojej ulubionej klientki i przyjaciółki- chyba mogę już tak powiedzieć. 

Kasię malowałam wielokrotnie i zwykle były to rożne wersje smoki eye. W dzień ślubu postanowiłyśmy, że będzie inaczej. Przy make- upie ślubnym należy unikać obrysowywania dolnej powieki- nie znam bowiem panny młodej, która by nie uroniła choć jednej łezki w tym dniu, a nie chcemy mieć przecież rozmazanej panny młodej.

Zrobiłam zatem Kasi na górnej powiece grubą kreskę eyelinerem, którą potem roztarłam brązowym matowym cieniem.
Zamarzyły nam się sztuczne rzęsy i  nie żeby Kasia ładnych rzęs nie miała, ale sztuczne dały efekt bardziej dramatyczny i burdelowy- bo jak wiadomo w całym tym ślubie najważniejsza jest noc poślubna :)

Makijaż udał się świetnie- był wyrazisty ale nie narzucający się- myślę, że to zresztą moja cecha rozpoznawcza- maluje tak by mówiono "o jak pięknie wyglądasz" a nie "o jak pięknie się umalowałaś". Kasia zatem wyglądała pięknie a makijaż, który tak ładnie sfotografował mi Ziemek, okazał się bardzo niefotogeniczny- fotogeniczna natomiast okazała się w nim Kasia  :)

                                  Jak widać Kasia jest śliczna i bez makijażu


Jesteś w dobrych rękach :)
fryzura: Karolina
Nasz Ziemolinowy kawałek strychu

Nasz Ziemolinowy kawałek strychu

Dostaliśmy zatem swój kawałek strychu. Ojciec mruknął pod nosem- " A róbta se tutaj co chceta".
I zrobiliśmy. Właściwie to Ziemek - mój mądry, wszystko-umiejący mężczyzna o złotych rękach- zrobił. Ja byłam sponsorem, poiłam go i karmiłam, oraz od czasu do czasu podałam śrubkę.

Zastanawialiśmy się w jakim stylu zorganizować te prawie stumetrową przestrzeń. Początkowo zrobiliśmy projekt  poprzecinany ściankami, ostatecznie oddzieliliśmy płytami tylko łazienkę i garderobę. Powstało wnętrze przestronne i pełne światła - 7 okien dachowych i jedno wielkie okno północne z widokiem na ogród i las- nasza fototapeta :)

Styl narzucił się sam- jesteśmy na wsi więc będzie wiejsko, lubimy starocie wiec umeblujemy antykami. Ale potem zaczęłam czytać wszystkie te pisma wnętrzarskie i zakochałam się w nowoczesnych loftach.
Ostatecznie wiec powstanie- bo to jeszcze nie koniec- wnętrze, które będzie połączeniem tradycji z nowoczesnością. Klasyczny biały kominek ale betonowa, pokryta żywicą podłoga, stary, toporny stół i ultra- nowoczesne krzesła Philippe`a Starcka.

Ma to być przestrzeń elegancka i wyszukana a jednocześnie prosta i swojska. Tak żeby można było wejść do domu w gumowcach ale i przyjmować gości w eleganckich toaletach, wieczorami  zaś upijać się przy kominku najdroższymi winami lub tatowym bimbrem :).

W jednym też jesteśmy zgodni- lubimy rzeczy albo stare, albo nowe. Nie cierpimy dekupażu czy innych tak modnych teraz technik postarzania. Nie będzie też w naszym domu ozdóbek, bibelotów i innych pierdoł zbierających kurz. Nie uznaję rzeczy służących li tylko dekoracji, acz nie mam nic przeciwko pięknym przedmiotom użytkowym.  Jedynym wyjątkiem są kolejne rozkosznie nieprzydatne prezenyty od mojej przyjaciółki Zuzanny. Gipsowe figurki opiekunek domu- jak je nazwałam- zadomowiły się pięknie na kominku i bez nich już sobie go nie wyobrażam. Dla licznych drewnianych misiów jeszcze miejsca nie znalazłam, ale myślę, że dobrze będą się czuły wśród półek z książkami :)

Więc zapraszam w nasze progi. 
Tutaj ojciec mówi: " a róbta se co chceta" i tak wszystko wyglądało przed


                                          A teraz tak wygląda nasz Ziemolinowy kawałek strychu:





                                                  I jak się Wam podoba?
O co chodzi z tą Naturą i co robił mężczyzna podczas mojej nieobecności

O co chodzi z tą Naturą i co robił mężczyzna podczas mojej nieobecności


W ten słoneczny majowy weekend bawiłam a jakże we Młynku:)

Lubie spędzać tam wolny czas, często jednak te wypady bardzo mnie frustrują. Nie wiem bowiem, jaką niespodziankę tym razem zgotowały mi Lasy Państwowe, która  połać starych borów przestała właśnie istnieć, ile urokliwych  ścieżek rozjeździł ciężki sprzet, ile czarownych zakątków zdeptały wielkie buciory.

I niby wiem, że lasy to uprawa i sama mam w domu drewniane meble czy podłogę, ale czy nie można by objąć ochroną miejsc wyjatkowo pięknych? Młynek jest położony na podmokłych terenach, stad roślinność rozwineła się tu wyjatkowo bujnie a leśne ostępy na swoje kryjówki wybrały tabuny ptactwa i leśnej zwierzyny. Mnóstwo tu rzadkich drzew i chronionych kwiatów czy owadów- komarów też mnóstwo niestety :) Myślę też, że nigdzie w Polsce nie ma takiej ilości grzybów.

W sezonie wszyscy chodzą na grzyby, okoliczne wioski się wyluludniaja a sąsiada najpewniej spotkasz w lesie z koszykiem prawdziwków. Czy uwierzycie, ze moi rodzice potrafią w ciagu jednego dnia oddac do skupu 100 kilo białych prawdziwków?! A jeśli mam ochote na prawdziwkową potrawkę lub pizze z borowikami, to wychodzę kawałek za dom i już po chwili mam pełne wiaderko- no chyba, że brat mi wyzbierał :) Ale nawet po nim i po stadzie innych grzybiarzy jeszcze można sie nieźle obłowic.

Więc jak zawsze jechałam do Młynka pełna obaw a tu proszę- miła niespodzianka. Tuż przed skrętem z asfaltu w leśna drogę prowadzącą do mojego domu czerwieni się wielka tablica:


Moja radośc nie trwała jednak długo, bo tuż za tablicą ktoś urządził sobie wysypisko śmieci...


I następne




                                               Leśnicy też nie próżnowali

                                   
                                  Sprawcy odpoczywali na łączce przy podwórku


To o co chodzi z ta natura 2000?!  jakoś nie bardzo mi się to zgadza z „zapobieganiem pogorszeniom stanu siedlisk i znaczącemu niepokojeniu gatunków będących w danym obszarze przedmiotami ochrony”?!

A wierzcie mi, że opublikowane  zdjęcia to "lajcik". Bałam się zapuścić w głąb lasu, gdzie nieustannie wyły pilarki a stare drzewa padały jedno za drugim aż trzęsła się ziemia, nie pokazałam wam kilkusetletniej dębiny, którą leśnicy postanowili się zająć właśnie teraz, gdy w drzewach zaczynaja krążyć soki a w ich koronach ptaki wiją sobie gniazda, pod nogami zawilce układają się w pachnący biały dywan a stareńkie kasztanowce obsypały się właśnie kwieciem.

Jak mawiał Hitchcock należy zacząć trzęsieniem ziemi a potem napięcie ma jeszcze rosnąć. Zaczęłam ostro, ale wbrew tej zasadzie teraz będzie coraz delikatniej i bardziej nastrojowo.
Zły humor zaczął mnie stopniowo opuszczac kiedy stanęłam na młynkowym podwórku a oszalełe z radości psy, prawie mnie nie przewróciły w wielkim entuzjazmie, zaś moje zakatarzone nozdrza wypełnił słodki zapach kwitnących jabłoni. Trzeba mieć dystans do rzeczy, na które nie mamy wpływu. Stopniowo więc dawałam się ponieść młynkowemu nastrojowi a poddałam się zupełnie, kiedy stanął przede mną talerz maminych naleśników...

Zapraszam zatem do młynkowania:)




Do Młynka pojechałam sama, tymczasem tęskniący nieutulony w żalu mężczyzna tak oto zabijał czas licząc dni do mojego powrotu:




                    I nie muszę chyba mówić, że ta długonoga blondynka to nie ja...
                                                                ...



Copyright © Kosmostolog , Blogger