Albania cz. IV Tylko dla osób o silnych nerwach
I tak tedy dnia szóstego znaleźliśmy się na ziemi Albańskiej z zamiarem by odpocząć dnia siódmego. Odpoczynku nie było prawie w ogóle, mężczyzna uparł się by codziennie pokonywać setki kilometrów (rekord to 900 km jednego dnia ), nie znajdując zrozumienia dla kobiecej duszy, lubiącej poleżeć na plaży i poplotkować przy filiżance cappuccino...
Albania powitała nas gorąco- zaraz wyjęłam z sakwy opakowanie filtru przeciwslonecznego Anthelios La Roche- Posay i już nie rozstawałam się z nim do końca podróży. Dojrzałe owoce sprzedawane przy drodze przez rolnikow kusiły słodyczą, kusiła też nowa przygoda - Welcome to Albania! Ogromnie podekscytowana chłonęłam całą sobą widoki i egzotykę nowego kraju. Machałam do chłopa jadącego osiołkiem, rozdawałam uśmiechy bawiącym się przy drodze dzieciom, ściskałam mężczyznę w pasie mocno i w euforii.
A potem pojawił się pierwszy pies. Wychudzony, sparszywiały, głodny. I ten widok miał mnie nie opuścić do końca wyprawy- przemykające poboczem niemalże truchło zwierzęcia. Wystraszone, przeganiane kijem i kamieniami a jednak usilnie trzymające się ludzkich siedzib. Widok ten sprawiał, że zapominałam często o podziwianiu egzotyki nowego miejsca i wręcz obsesyjnie wypatrywałam znajomego kształtu truchtającego bokiem drogi. Później już zawsze zabierałam ze sobą jedzenie i albo rzucałam psom z motoru, albo podawałam z ręki w czasie postoju. Zwierzaki były bardzo nieufne i ostrożne, ale kiedy już pozwoliły wygłaskać zapadnięte brzuchy i wystające żebra, wyczochrać skołtunioną, zapchloną sierść często aż popuszczały z wielkigo szczęscia, spragnione dotyku i pieszczoty niemalże tak samo jak jedzenia.
Oprócz setek bezdomnych psów zaskoczył mnie w Albanii straszny bród. Na poboczach dróg walały się tony śmieci, wiele pięknych zakątków zamieniło się w dzikie wysypiska a rzekami zamiast wody płynęły cuchnące ścieki.
Jazda tamtejszymi drogami też do przyjemnych nie należała. Nikt nie przejmuje się w Albanii zasadami ruchu drogowego. Na głównym rondzie w mieście Szkoder samochody jeździły jak im się podobało, podobnie piesi- przechodzili przez jezdnię, gdzie im było wygodnie. Hałas i zgiełk wdzierał się boleśnie do naszych uszu a w którymś momencie dołączył do niego jeszcze muezin zawodząc z pobliskiego meczetu. Generalnie na ulicach króluje prawo kto pierwszy ten lepszy i obojętnie czy jest to mercedes klasy S, czy chłop na osiołku.
Jazda autostradami to prawdziwy koszmar, zwłaszcza, że wiele z nich jest dopiero w budowie czy przebudowie. Nieoczekiwana dziura w jezdni czy gwałtowni uskok, związany ze zmianą nawierzchni, pojawiają się nagle i bez żadnego ostrzeżenia. Zresztą w Albanii nikt sobie nie zawraca głowy znakami drogowymi. Do tego jeszcze dochodzą chamscy, wiecznie spieszący się kierowcy, którzy wymuszają pierwszeństwo, wyprzedzają na trzeciego i trąbią jak szaleni. Zasady trąbienia to odrębna historia, bo może ono oznaczać zarówno " jak jeździsz baranie?!" ale i " fajny motocykl". Któregoś dnia staliśmy od kilku minut w korku, bo okazało się, że kierowca stojącej kilka aut wcześniej ciężarówki, uciął sobie pogawędkę z kumplem w przydrożnym ogródku piwnym...
.
W każdym razie trasa 300km, która przewidywaliśmy zrobić w 4-5 godzin, zajęła nam godzin 10...i nawet mój wyjątkowy mężczyzna, który skrupulatnie całą podróż zaplanował i który o Albanii marzył od dłuższego czasu; nawet on, który jest typem wędrowca upartego, wytrwałego i takiego co to jeśli napije się wody z rynsztoka to mu nie zaszkodzi; nawet Ziemek zatrzymał w którymś momencie motocykl i zaklął z cała furią i napięciem, jakie dusił przez cały dzień :" Kuuuurwa! Dość już mam tej cholernej Albanii" !!! Mi odechciało się już znacznie wcześniej...
Cóż, to dziki kraj. Jeszcze jakieś 20 lat temu był kompletnie zamknięty na resztę świata, ludzie nie mogli na przykład posiadać samochodów, każdy natomiast miał własny osobisty, jednoosobowy bunkier, by ukryć się w razie potrzeby. Strach i nieufność były wszechobecne.
Albańczycy wielu rzeczy dopiero się uczą, w wielu kwestiach dopiero raczkują. Przeżywają okres fascynacji plastikiem i motoryzacją. Przy czym zaskakujące jest jakimi świetnymi samochodami jeżdżą. Natomiast mniej więcej co 500 metrów jest stacja benzynowa a co 200 samochodowa myjnia po ichniemu zwana lavash. Chyba nic innego nie robią tylko tankują i pucują swoje fury:)
Albania to też kraj kontrastów. Obok kompletnej biedy i skrajnej nędzy wyrastają nowe super ekskluzywne apartamentowce.
Nie zmienia to jednak faktu, ze jest to piękny kraj. Zwłaszcza Albania Poludniowa ale o tym następnym razem...
Post i tak jest bardzo długi, ciekawe czy komuś uda się przebrnąć do końca :)
zdjęcia Ziemek http://irishpotato.blogspot.com/