Co na twarz, to na dłonie

Co na twarz, to na dłonie


Moje drogie a teraz spójrzcie na swoje dłonie. Są gładkie, miękkie z pięknym manicurem- przyjrzyjcie się im uważnie- bo nie zawsze takie będą… Z czasem pojawią się na nich brzydkie plamy, skóra zrobi się cienka, pergaminowa i pomarszczona Czy w swojej codziennej pielęgnacji pamiętacie również o dłoniach?

Och, oczywiście, że pamiętacie, regularnie robicie manicure i pięknie malujecie paznokcie, niektóre z Was maja nawet całkiem pokaźne kolekcje kolorowych emalii, używacie też kremów do rąk. Niestety to za mało. Dłonie są narażone na całe mnóstwo szkodliwych czynników, są też w ogóle pozbawione gruczołów łojowych i mogą zestarzeć się bardzo szybko. I to dłonie właśnie najczęściej zdradzają wiek kobiety. Nie potraficie ocenić ile lat ma stojąca przed wami kobieta- zerknijcie na jej dłonie, zaniedbania w pielęgnacji podstępnie obnażają nasz wiek. O dłonie powinnyśmy dbać równie skrupulatnie jak o twarz. Ja przyjęłam zasadę- co na twarz, to na dłonie. 

Przede wszystkim pielęgnacja dłoni obejmuje ich wierzchnią część – nie smarujemy, zwłaszcza tłustymi kremami ich wewnętrznej strony, bo po prostu wszystko będzie się nam wyślizgiwać z rąk. Jedynie w nocy możemy użyć kremu na całość.

plama soczewicowata obraz z wizjoskanu
Po pierwsze nasze dłonie są zawsze odsłonięte i cały czas narażone na promieniowanie UV. Wiecie już, że aż 80% starzenia to fotostarzenie i stosujecie filtry na twarz- nie zapominajcie o dłoniach! Smarujcie ich wierzchy przed wyjściem z domu wysokimi filtrami a uniknięcie szpecących plam. Plamy te zwane często wątrobowymi z wątrobą nie mają nic wspólnego i są efektem fotostarzenia. Ich prawidłowa nazwa to plamy soczewicowate, można też brzydko o nich powiedzieć plamy starcze, bardzo często bywają uwarunkowane genetycznie, ale i złe geny można oszukać odpowiednio zdeterminowaną  pielęgnacją- przykład bliźnięta jednojajowe klik.  Już istniejące są bardzo trudne do usunięcia, stosuje się krioterapię, ale nie daje 100% skuteczności.

Po drugie dłonie są pozbawione gruczołów łojowych, więc należy je skrupulatnie nawilżać a wierzchy natłuszczać- zwłaszcza w zimie. Dłonie bardzo źle reagują na wiatr i niskie temperatury- pierzchną i skrajnie się wysuszają, często naskórek bywa uszkodzony, szczypiący i zaczerwieniony, łatwo też ulegają odmrożeniom. Stosujmy w zimie dobre ochronne kremy i zakładajmy rękawiczki. Na takie spękane wysuszone dłonie i to niekoniecznie od czynników atmosferycznych, ale również od nadmiernej sterylizacji (lekarze) czy detergentów lub jakiegoś rodzaju atopii, na takie spękane ręce polecam Cicaplast La Roche Posay- wersję z silikonami. Silikony pokrywają dłonie cieniutką warstewką niczym biologiczne rękawiczki czy niewidoczny plaster  i odizolowują skórę od czynników zewnętrznych a madekasozyd pięknie goi rany i przyspiesza regeneracje.
Na noc możemy skorzystać ze sposobu  naszych babek i grubo posmarować dłonie odżywczym kremem, po czym nałożyć bawełniane rękawiczki (można kupić w sklepach z farbami dla malarzy ściennych, firma Ivostin dodawała je kiedyś do kremu).

Po trzecie krem przeciwzmarszczkowy. Kupiłyście bardzo drogi słoiczek kremu przeciwzmarszczkowego? Nie żałujcie go do rąk. To samo ze wszystkimi zabiegami kwasowymi, róbmy je także na dłonie. Ja na przykład używam na nie Atredrmu- efekty są naprawdę wyśmienite. Skóra jest wygładzona i dobrze napięta, znacznie rozjaśniły się też drobniutkie plamy soczewicowate, które niestety już zaczęły mi się pojawiać. Przy czym ręce są naprawdę odporne na działanie tretinoiny i skóra w ogóle nie jest tu podrażniona, nie zauważyłam też jakiegoś szczególnego łuszczenia. Jedynie bardzo łatwo o skaleczenie, bo naskórek jest mocno wydelikacony, jednak skóra goi się równie szybko jak ulega uszkodzeniom.

Pamiętajmy zatem o naszych dłoniach:)
Spieszmy się kochać siebie

Spieszmy się kochać siebie


Na blogu Basi ruszył projekt "Historie czytelniczek". Kiedy pisałam komentarz pod opowieścią Anasie, dopadła mnie refleksja. Przeczytałam wiele Waszych historii, które przysłaliście mi w listach i w większości z nich przewija się jeden i ten sam motyw- kompleksy i wielki brak pewności siebie.
Przypomniała mi się moje własna historia, bo pomimo, że nie miałam poważnych problemów z cerą, to przez cały okres nastoletni i wczesnej młodości, niczym nieuzasadnione kompleksy zabierały mi radość życia. Zamartwiałam się wszystkim a to, że nie mam wzrostu modelki a to, że nos nie tan, że nie wyglądam jak Marylin Monroe, Cindy Crawford czy Monica Bellucci a w ogóle to jestem gruba , brzydka i głupia. Teraz wiem, że byłam naprawdę śliczną dziewczyną i kiedy, nie bez wysiłku, pokonałam kompleksy i stałam się świadomą własnej wartości kobietą... zaczęłam się starzeć a lata, które spędziłam na zamartwianiu się pryszczem na brodzie minęły bezpowrotnie, razem z moją młodością...

Dziś będzie o pielęgnacji duszy, bo chociaż nie ma cudownego balsamu ujędrniającego na naszą biedną duszę i jej pielęgnacja to ciężka praca trwająca latami, to jednak rezultaty potrafią być spektakularne. Pamiętajmy, że jesteśmy całością i jeśli poddajemy się masażowi i kąpieli w algach by zrobić przyjemność naszemu ciału, poświęćmy chwilę na medytację by przyjść z pomocą naszemu skołatanemu umysłowi.

Żyjemy w patriarchalnej kulturze i właściwie kompleksy oraz poczucie niższości są wpisane w naszą kobiecą codzienność. Zwróćcie uwagę, że faceci są zwykle bardzo z siebie zadowoleni i radośnie pławią się w swojej męskości. My natomiast rodzimy się z piętnem grzechu pierworodnego (no bo to w końcu Ewa podała bogu ducha winnemu Adamowi to cholerne jabłko), jesteśmy na wskroś złe i godne potępienia. Dużo czasu zajmuje nam zaakceptowanie swojej kobiecości a czerpanie z niej radości to już w ogóle się nam w głowie nie mieści.

Chciałabym Wam dziś opowiedzieć o rzeczach, które pomogły mi w pokonaniu kompleksów i staniu się pewną siebie, radosną i otwartą osobą. Może znajdziecie tutaj coś dla siebie a moje doświadczenia pomogą Wam odnaleźć swoją własną drogę.

Literatura
Jestem wielkim molem książkowym i prawdziwym pożeraczem literatury. Nie będę pisać tu o wszystkich moich ulubionych lekturach, bo jest ich co najmniej tysiąc, ale o książkach dla mnie szczególnie ważnych, tych, które pomogły mi odkryć siebie.

Numerem 1 wśród nich jest "Zasługuję na miłość" Sandry Ray. Nie pamiętam dokładnie kiedy i jak trafiłam na tę malutką książeczkę, ale zdecydowanie zmieniła ona moje życie. Tyle ciepła, optymizmu i dobrej energii na kilkudziesięciu zaledwie stronicach. Musicie to przeczytać a przekonacie się, że świat należy do Was i możecie mieć dokładnie wszystko, jeśli tylko wystarczająco mocno i świadomie będziecie tego pragnąć:).

Sandra Raj zapoczątkowała moją przygodę z afirmacjami i pozytywnym myśleniem, kolejną pozycją z tego cyklu, była "Potęga Podświadomości" Josepha Murphy`ego. Klasyka gatunku.To przystępny i pełen cudownego entuzjazmu poradnik na temat siły, jaka tkwi w naszym umyśle. Uświadomił mi, że moje myśli tworzą moją rzeczywistość, więc nie mogę do cholery myśleć o byle czym:) Jeszcze nie czytałyście? To nie dopuszczalne- biegnijcie szybko do księgarni.
foto. Ziem
Kolejną lekturą, która wywarła i to z wielkim hukiem, duży wpływ na mój rozwój, było "Przebudzenie" Anthonego de Mello. Jeśli w coś głęboko wierzycie ten bezczelny jezuita udowodni Wam, że to bzdura, udowodni w najbardziej arogancki i cyniczny sposób. Wielokrotnie podczas czytania miałam ochotę spalić, podeptać, opluć i skopać tę impertynencką lekturę! Jednak bez niej, byłabym zupełnie innym człowiekiem. I w Waszej biblioteczce nie może jej zabraknąć!

Polecam Wam również nieco staroświecką, ale jakże piękną książeczkę Prentica Mulford`a "Przeciw śmierci" jak i jego kolejne pozycje- "Moc ducha", "Moc życia", "Możliwe niemożliwego"- tytuły chyba same mówią za siebie. Tyle w tych tomikach mądrości, radości i ciepła a każda strona wypełniona jest optymizmem. Mnóstwo tu złotych myśli, unikalnych sentencji i aforyzmów "Musimy bez przerwy budować własny ideał. W ten sposób pociągamy ku sobie pierwiastki, które zawsze niosą nam pomoc, aby ten idealny obraz myślowy zbliżyć do rzeczywistości". 
Zdarza się, że biorę którąś z książek Mulforda  i otwieram na chybił trafił a pierwszą przeczytaną myśl traktuję jako motto na nachodzący czas, lub pomoc w rozwiązaniu jakiegoś problemu.

W spisie moich ukochanych lektur nie może też zabraknąć "Biegnącej z wilkami" Clarissy Pincola Estes. Absolutnie cudowna i zachwycająca- każda kobieta powinna ją przeczytać. Swoją otrzymałam w prezencie od przyjaciółki (tak, to wspaniały prezent dla kobiety) i ma już kilka lat. Dość sfatygowany egzemplarz przeżył rozlaną kawę i czerwone wino, do tego cały jest pogryzmolony. Piszę po książkach, zapełniam ich marginesy drobnym maczkiem, podkreślam, zaznaczam, notuję, piszę po książkach, które mnie poruszają . "Biegnąca z wilkami" mnie poruszyła. Polecam piękną recenzję Moniki Mellerowskiej klik

I jeszcze jedna ważna dla mnie książka, mianowicie "Doskonalenie umysłu metodą Silvy" Jose Slivy.  Jest to podręcznik technik relaksacyjnych, wykorzystujących mózgowe fala alfa do świadomego zwiększania potencjału swojego umysłu.

foto. Ziem
Kursy i warsztaty rozwoju duchowego
Podręcznik Silvy otworzył mnie na wiele ważnych rzeczy, natomiast na kursie samokontroli umysłu nauczyłam się konkretnych metod samorealizacji i radzenia sobie z problemami. Wciąż stosuję wiele z nich a zwłaszcza mają ulubioną technikę programowania snów.

Zawsze fascynowało mnie babranie się w duszy i brałam udział w kursach rozwoju duchowego. Oprócz metody Silvy za najważniejsze uważam ustawienia hellingerowskie. Te warsztaty to prawdziwy hardcore, ale ja akurat z  radosnym masochizmem oddaję się w ręce terapeuty i choć jeszcze przez kilka dni po warsztatach (wciąż jeszcze się ustawiam) czuje jakbym dostała obuchem ( znów ten obuch) w łeb to jednak jest to bardzo oczyszczające.

Wielka wadą tego typu lektur, kursów i technik jest ryzyko, że tak bardzo uzależnimy się od naszego guru, że nie będziemy umieli podjąć bez niego decyzji a czytanie podręczników i uprawianie afirmacji przerodzi się swoisty nałóg i substytut prawdziwego życia. Pamiętajmy, że te wszystkie rzeczy mają być dla nas pomocą w osiągnięciu celu, a nie celem samym w sobie Nie możemy całymi dniami siedzieć w lotosie z oczami zwróconymi ku trzeciemu oku i klepiąc afirmacje żądać cudów. Cudów nie ma i nikt nie znajdzie za nas pracy, nie pójdzie do siłowni i  nie napisze raportu dla szefa. Tak jak w tej przypowieści:

Był sobie kiedyś człowiek. Przebywał akurat w swoim domu, kiedy nadeszła wielka powódź, naprawdę ogromna. Kiedy rzeka zalała mu parter przypłynęła łódź, żeby go uratować, ale powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Wbiegł na piętro, ale woda wkrótce tam dotarła. Zjawiła się druga łódź, ale człowiek powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Rzeka podnosiła się coraz bardziej i człowiek wspiął się na dach. Przyleciał helikopter, ale on powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". W końcu woda zmyła go z dachu i utonął. A kiedy poszedł do nieba i zobaczył Boga, spytał: "Boże dlaczego mnie nie ocaliłeś?". Bóg pokręcił głową i odrzekł: "Dziwne, nie rozumiem co się stało. Przecież wysłałem po ciebie dwie łodzie i helikopter".

Zatem pozytywne myślenie, afirmacje i wiara- TAK, ale pasywność, brak działania i czekanie na cud- zdecydowanie NIE.

Ludzie 
Jako młoda dziewczyna byłam wielką samotniczką, samotniczką bardzo arogancką i z wyboru. Ukrywałam się za stronicami wszystkich moich mądrych książek i miałam gdzieś prawdziwe życie. Dużo czasu zajęło mi dojście do tego, że to ludzie z krwi i kości piszą te książki a życie i doświadczenie są cenniejsze od najwybitniejszej nawet teorii. Nic nie zastąpi nam kontaktu z autentycznym, prawdziwym, żywym człowiekiem. Teraz jestem hedonistką i wielką miłośniczką ludzi. Piszę to ku przestrodze, bo bardzo łatwo w obecnych czasach, by wirtualny świat przysłonił nam ten prawdziwy, zaś komentarz na facebooku często kręci nas bardziej niż rozmowa twarzą w twarz. Dziewiętnastoletnia siostrzenica Z. Alicja opowiadała mi kiedyś w jaki sposób młodzież spędza teraz czas. Otóż siedzą razem np w pubie i piszą sobie nawzajem komentarze na fejsie, albo przesyłają zdjęcia...

Joga
Joga jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Ukształtowała moja sylwetkę, ale przede wszystkim mój charakter. Joga nauczyła mnie spokoju i dystansu, który uważam teraz za swoją najcenniejszą umiejętność a za motto przyjęłam tybetańską maksymę: "Szczęście to brak oczekiwań". Jeśli nie oczekuję od ludzi, od przyjaciół, mojego mężczyzny jeśli nie oczekuje od nich niczego - nie są w stanie ani mnie rozczarować, ani zranić. Natomiast zawsze mogę się poczuć mile zaskoczona:) No dobra, tak całkiem to się jeszcze tego nie nauczyłam. Nie jestem jeszcze zupełnie jak buddyjski mnich, czy indyjski sidhe, ale wciąż nad tym pracuję:)



Makijaż
Och, kiedy odkryłam makijaż poczułam się w końcu piękna a kiedy nauczyłam się robić go naprawdę dobrze, zaczęłam sprawiać, by piękne poczuły się też inne kobiety. Makijaż powinien być równowartościową składową leczenia chorób skórnych, makijażem można też odjąć sobie dobrych kilka lat. Mamy w tej chwili cały arsenał doskonale kryjących i niezwykle trwałych kosmetyków do makijażu. Znacie Cassendrę klik? Wspaniała dziewczyna.

Ukochany mężczyzna
Nic tak nie poprawia samooceny jak przeglądanie się w oczach zakochanego mężczyzny, który wielbi nas i hołubi i jest zafascynowany każdym centymetrem naszego boskiego ciała. A jeśli jest to ten właściwy mężczyzną, może nawet sprawi, że pokochamy siebie tak mocno jak on kocha nas:)
Chociaż z facetami trzeba być ostrożnym, nie ma co ich przeceniać. Facet, może też na długi czas wstrząsnąć całym naszym jestestwem i zniżyć praktycznie do zera ciężko wypracowaną pewność siebie, kiedy po tym jak obdarzyłyśmy go swoim zaufaniem, wykorzysta i porzuci bez wahania, niczym zużyta prezerwatywę. Raz się tak poczułam i ranę noszę w sobie do dziś... No w każdym razie, trzeba ileś tam żab pocałować, by trafić w końcu na księcia:)

foto. Ziem
Cóż i tak oto dobrnęliście do końca tej opowieści, wszystkim którym się to udało mogę chyba pogratulować wytrwałości. Dużo czasu zajęło mi przemyślenie i napisanie tego artykułu i pewnie nie o wszystkim jeszcze wspomniałam, ale kilka najważniejszych rzeczy udało mi się uchwycić. Na to kim jesteśmy składa się całe mnóstwo doświadczeń, również tych złych, bolesnych i traumatycznych. Ale pamiętajmy, że co nas nie zbije to nas wzmocni.

A już na sam koniec chciałabym  do Was gorąco zaapelować: Dziewczyny cieszcie się młodością tak szybko odchodzi i spieszcie się kochać siebie!
Makijaż brwi

Makijaż brwi

No i dopadł mnie kryzys twórczy, utknęłam pisząc pewien post- tak to zwykle jest, kiedy coś sobie narzucę i muszę to koniecznie wykonać- robię wszystko, by tylko nie zabrać się za wyznaczoną robotę. Najlepiej wychodzą mi rzeczy spontaniczne i niezaplanowane.

Więc będzie spontanicznie. Wczoraj znów odwiedziła mnie Weronika, by zakupić produkty, które jej poleciłam podczas ostatniej wizyty a ponieważ zjechałyście mnie pod poprzednim postem, że nie namalowałam jej brwi, biegnę już naprawić to niedopatrzenie:) Poprosiłam Weronikę, aby jeszcze raz została moją modelką. Makijaż udał się świetnie, czego niestety nie mogę powiedzieć o zdjęciach...

Za pośrednictwem Ziema, który jest fotografikiem, dysponuję bardzo dobrym aparatem fotograficznym. Cóż z tego, kiedy ten wypasiony, wspaniały sprzęt klasy A, nie umie robić ostrych zdjęć! No doba- ja nie umiem…ale kiedyś mając zwykłą "idioten kamerę", trzaskałam naprawdę fajne fotki. Teraz opieram się o ścianę, kurczowo trzymam aparat w obu dłoniach wstrzymując oddech i nic… zdjęcie i tak wychodzi poruszone. A ja naprawdę nie pragnę wiele… nie muszę zaraz mieć unikalnego kadru, eksplozji cudownych barw i dzieła sztuki fotograficznej, chciałabym tylko mieć jedno malutkie, zwyczajne, zupełnie normalne i  przede wszystkim OSTRE zdjęcie.

Wczoraj kiedy obejrzałam materiał z sesji byłam tak zniechęcona, że postanowiłam go nie zamieszczać, ale dzisiaj, kiedy się z tym przespałam, stwierdziłam, że szkoda aby tyle pracy poszło na marne. Co prawda znów zarzucicie mi, że twarz wygląda płasko, bo wygląda, pomimo że wymodelowałam ją wyjątkowo starannie mega ciemnym bronzerem. Będziecie też marudzić, że wykończenie zbyt matowe, bo ni cholery nie mogłam uchwycić tym parszywym aparatem, jak pięknie błyszczą rozświetlone złotym pyłkiem powieki i kości policzkowe. Moje drogie skargi i wnioski proszę kierować na www.nikon.com.

Ale wracając do tematu, dziś opowiem Wam, w jaki sposób wykonuję makijaż brwi. Po ostatnim poście pewnie w to zwątpiłyście, ale wyobraźcie sobie, że naprawdę umiem malować brwi:)
Ponieważ jestem kosmetyczną minimalistką nie potrzebuję całego arsenału niezwykle wyrafinowanych specyfików. Do malowania brwi używam: matowych brązowych cieni, płaskiego ściętego pędzla, starej podeschniętej maskary i ewentualnie lakieru do włosów.


Aby stworzyć idealnie harmonijne brwi musimy najpierw wyznaczyć 3 najważniejsze punkty- początek, najwyższy punkt i koniec. Początek brwi ustalamy przykładając ołówek od skrzydełka nosa do wewnętrznego kącika oka (chyba, że nasze oczy są za blisko osadzone, wtedy brwi od siebie oddalamy lub są osadzone za daleko- wtedy zbliżamy brwi), najwyższy punkt określi ołówek w położeniu od skrzydełka nosa przez tęczówkę i jeszcze koniec- skrzydełko nosa  i zewnętrzny kącik oka.

Brwi maluję cieniami ponieważ dają naturalny efekt, nie rozmazują się i są bardzo trwałe. Płaski ukośnie ścięty pędzel pozwala mi  poprowadzić linię bardzo precyzyjnie a na koniec przeczesuję brwi podeschniętym tuszem, żeby pokierować włoski w odpowiednią stronę. Jeśli włoski są wyjątkowo niesforne wtedy spryskuję maskarę lakierem do włosów i wtedy je „czeszę” . Jeśli zaś chce uzyskać bardzo naturalny efekt  używam tylko maskary. I to wszystko:)

Pozdrawiam Was serdecznie!

Weronika postanawia przyjść na dermoknosultacje

Weronika postanawia przyjść na dermoknosultacje

Wciąż pracuję nad pewnym postem, ale potrzebuję trochę czasu, by wszystko przemyśleć i sobie poukładać w głowie, no i przyznam się Wam, że niestety kryminał Deavera trochę mnie odciąga od pisania... ale jeszcze tylko kilka stron i morderca zostanie schwytany:)
Aby umilić Wam trochę oczekiwanie- wrzucam kilka zdjęć z dzisiejszych odwiedzin Weroniki- mojej czytelniczki.

Weronika ma 20 lat i wciąż walczy z trądzikiem- z lepszymi i gorszymi wynikami. Tym razem cera rzeczywiście nie wyglądała dobrze- czoło i policzki pokrywały ropne krostki. Na szczęście nie były one z tych wyjątkowo głębokich i złośliwych . Zmiany były dość powierzchowne, więc ustępowały bez pozostawienia blizny, natomiast przez jakiś czas utrzymywało się po nich sino- brunatne przebarwienie.  Pomimo ropnych zmian Weronika ma bardzo ładna strukturę skóry, szkoda żeby zniszczył ją trądzik, więc poleciłam jej Atrederm i wizytę u dr. Kuczyńskiego- ciekawe czy się zdecyduje...

Tymczasem przykryłam trądzik moim ulubionym Dermablendem i podkreśliłam Weronice oczy-  przepiękne zresztą. Brązowa tęczówka jest wyjątkowo wdzięcznym tematem makijażu, kontrast pomiędzy białkiem i ciemnym brązem, sprawia, że oko jest błyszczące a spojrzenie bardzo świeże. Trudno też taką tęczówkę zgasić, nawet intensywnym kolorem. Do brązowego oka pasuje właściwie wszystko- świetnie wygląda w granacie, znakomicie prezentuje się w różu i fiolecie. Ja zdecydowałam się na turkus i obwiodłam oko wyrazistą kreską. 
Jak Wam się podoba?


Podkład Dermablend nr 25 Vichy 
Puder utrwalając Dermablend Vichy 
Bronzer Aera teint Mineral nr 40 Vichy 
Beżowe cienie Lancome z paletki Color Focus
Sypkie cienie Gold Dust Gosh- jako rozświetlacz.
Kredka Multiplay nr 15 Pupa
Tusz do rzęs Respectissime La Roche- Posay
Błyszczyk no name H&M

Młynkowe misie

Młynkowe misie

   W Młynku już bardzo jesiennie i deszczowo, chłodno i dzień krótki taki, ale tym przyjemniej rozsiąść się przy kominku, wygrzać przy prawdziwym ogniu i zjeść tatowe placki ziemniaczane (po poznańsku plendze). Przedstawiam Wam listopadowy Młynek- w roli głównej występują misie- prześliczne drewniane zabawki od Zuzanny mojej kochanej. Ponieważ mężczyzna pozostał w Poznaniu, to misie dotrzymywały mi tym razem towarzystwa a także koty, wspomnienia z dzieciństwa i kryminał Deavere`a:)
Pomłynkujcie sobie zatem a ja biegnę pisać dla Was post- tym razem będzie trochę inny niż wszystkie.

zdjęcia kotów autorstwa Kasi

Copyright © Kosmostolog , Blogger