Spieszmy się kochać siebie
Na blogu Basi ruszył projekt "Historie czytelniczek". Kiedy pisałam komentarz pod opowieścią Anasie, dopadła mnie refleksja. Przeczytałam wiele Waszych historii, które przysłaliście mi w listach i w większości z nich przewija się jeden i ten sam motyw- kompleksy i wielki brak pewności siebie.
Przypomniała mi się moje własna historia, bo pomimo, że nie miałam poważnych problemów z cerą, to przez cały okres nastoletni i wczesnej młodości, niczym nieuzasadnione kompleksy zabierały mi radość życia. Zamartwiałam się wszystkim a to, że nie mam wzrostu modelki a to, że nos nie tan, że nie wyglądam jak Marylin Monroe, Cindy Crawford czy Monica Bellucci a w ogóle to jestem gruba , brzydka i głupia. Teraz wiem, że byłam naprawdę śliczną dziewczyną i kiedy, nie bez wysiłku, pokonałam kompleksy i stałam się świadomą własnej wartości kobietą... zaczęłam się starzeć a lata, które spędziłam na zamartwianiu się pryszczem na brodzie minęły bezpowrotnie, razem z moją młodością...
Dziś będzie o pielęgnacji duszy, bo chociaż nie ma cudownego balsamu ujędrniającego na naszą biedną duszę i jej pielęgnacja to ciężka praca trwająca latami, to jednak rezultaty potrafią być spektakularne. Pamiętajmy, że jesteśmy całością i jeśli poddajemy się masażowi i kąpieli w algach by zrobić przyjemność naszemu ciału, poświęćmy chwilę na medytację by przyjść z pomocą naszemu skołatanemu umysłowi.
Żyjemy w patriarchalnej kulturze i właściwie kompleksy oraz poczucie niższości są wpisane w naszą kobiecą codzienność. Zwróćcie uwagę, że faceci są zwykle bardzo z siebie zadowoleni i radośnie pławią się w swojej męskości. My natomiast rodzimy się z piętnem grzechu pierworodnego (no bo to w końcu Ewa podała bogu ducha winnemu Adamowi to cholerne jabłko), jesteśmy na wskroś złe i godne potępienia. Dużo czasu zajmuje nam zaakceptowanie swojej kobiecości a czerpanie z niej radości to już w ogóle się nam w głowie nie mieści.
Chciałabym Wam dziś opowiedzieć o rzeczach, które pomogły mi w pokonaniu kompleksów i staniu się pewną siebie, radosną i otwartą osobą. Może znajdziecie tutaj coś dla siebie a moje doświadczenia pomogą Wam odnaleźć swoją własną drogę.
Literatura
Jestem wielkim molem książkowym i prawdziwym pożeraczem literatury. Nie będę pisać tu o wszystkich moich ulubionych lekturach, bo jest ich co najmniej tysiąc, ale o książkach dla mnie szczególnie ważnych, tych, które pomogły mi odkryć siebie.
Numerem 1 wśród nich jest "Zasługuję na miłość" Sandry Ray. Nie pamiętam dokładnie kiedy i jak trafiłam na tę malutką książeczkę, ale zdecydowanie zmieniła ona moje życie. Tyle ciepła, optymizmu i dobrej energii na kilkudziesięciu zaledwie stronicach. Musicie to przeczytać a przekonacie się, że świat należy do Was i możecie mieć dokładnie wszystko, jeśli tylko wystarczająco mocno i świadomie będziecie tego pragnąć:).
Sandra Raj zapoczątkowała moją przygodę z afirmacjami i pozytywnym myśleniem, kolejną pozycją z tego cyklu, była "Potęga Podświadomości" Josepha Murphy`ego. Klasyka gatunku.To przystępny i pełen cudownego entuzjazmu poradnik na temat siły, jaka tkwi w naszym umyśle. Uświadomił mi, że moje myśli tworzą moją rzeczywistość, więc nie mogę do cholery myśleć o byle czym:) Jeszcze nie czytałyście? To nie dopuszczalne- biegnijcie szybko do księgarni.
foto. Ziem |
Polecam Wam również nieco staroświecką, ale jakże piękną książeczkę Prentica Mulford`a "Przeciw śmierci" jak i jego kolejne pozycje- "Moc ducha", "Moc życia", "Możliwe niemożliwego"- tytuły chyba same mówią za siebie. Tyle w tych tomikach mądrości, radości i ciepła a każda strona wypełniona jest optymizmem. Mnóstwo tu złotych myśli, unikalnych sentencji i aforyzmów "Musimy bez przerwy budować własny ideał. W ten sposób pociągamy ku sobie pierwiastki, które zawsze niosą nam pomoc, aby ten idealny obraz myślowy zbliżyć do rzeczywistości".
Zdarza się, że biorę którąś z książek Mulforda i otwieram na chybił trafił a pierwszą przeczytaną myśl traktuję jako motto na nachodzący czas, lub pomoc w rozwiązaniu jakiegoś problemu.
W spisie moich ukochanych lektur nie może też zabraknąć "Biegnącej z wilkami" Clarissy Pincola Estes. Absolutnie cudowna i zachwycająca- każda kobieta powinna ją przeczytać. Swoją otrzymałam w prezencie od przyjaciółki (tak, to wspaniały prezent dla kobiety) i ma już kilka lat. Dość sfatygowany egzemplarz przeżył rozlaną kawę i czerwone wino, do tego cały jest pogryzmolony. Piszę po książkach, zapełniam ich marginesy drobnym maczkiem, podkreślam, zaznaczam, notuję, piszę po książkach, które mnie poruszają . "Biegnąca z wilkami" mnie poruszyła. Polecam piękną recenzję Moniki Mellerowskiej klik
I jeszcze jedna ważna dla mnie książka, mianowicie "Doskonalenie umysłu metodą Silvy" Jose Slivy. Jest to podręcznik technik relaksacyjnych, wykorzystujących mózgowe fala alfa do świadomego zwiększania potencjału swojego umysłu.
Kursy i warsztaty rozwoju duchowego
Podręcznik Silvy otworzył mnie na wiele ważnych rzeczy, natomiast na kursie samokontroli umysłu nauczyłam się konkretnych metod samorealizacji i radzenia sobie z problemami. Wciąż stosuję wiele z nich a zwłaszcza mają ulubioną technikę programowania snów.
Zawsze fascynowało mnie babranie się w duszy i brałam udział w kursach rozwoju duchowego. Oprócz metody Silvy za najważniejsze uważam ustawienia hellingerowskie. Te warsztaty to prawdziwy hardcore, ale ja akurat z radosnym masochizmem oddaję się w ręce terapeuty i choć jeszcze przez kilka dni po warsztatach (wciąż jeszcze się ustawiam) czuje jakbym dostała obuchem ( znów ten obuch) w łeb to jednak jest to bardzo oczyszczające.
Wielka wadą tego typu lektur, kursów i technik jest ryzyko, że tak bardzo uzależnimy się od naszego guru, że nie będziemy umieli podjąć bez niego decyzji a czytanie podręczników i uprawianie afirmacji przerodzi się swoisty nałóg i substytut prawdziwego życia. Pamiętajmy, że te wszystkie rzeczy mają być dla nas pomocą w osiągnięciu celu, a nie celem samym w sobie Nie możemy całymi dniami siedzieć w lotosie z oczami zwróconymi ku trzeciemu oku i klepiąc afirmacje żądać cudów. Cudów nie ma i nikt nie znajdzie za nas pracy, nie pójdzie do siłowni i nie napisze raportu dla szefa. Tak jak w tej przypowieści:
Był sobie kiedyś człowiek. Przebywał akurat w swoim domu, kiedy nadeszła wielka powódź, naprawdę ogromna. Kiedy rzeka zalała mu parter przypłynęła łódź, żeby go uratować, ale powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Wbiegł na piętro, ale woda wkrótce tam dotarła. Zjawiła się druga łódź, ale człowiek powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Rzeka podnosiła się coraz bardziej i człowiek wspiął się na dach. Przyleciał helikopter, ale on powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". W końcu woda zmyła go z dachu i utonął. A kiedy poszedł do nieba i zobaczył Boga, spytał: "Boże dlaczego mnie nie ocaliłeś?". Bóg pokręcił głową i odrzekł: "Dziwne, nie rozumiem co się stało. Przecież wysłałem po ciebie dwie łodzie i helikopter".
Zatem pozytywne myślenie, afirmacje i wiara- TAK, ale pasywność, brak działania i czekanie na cud- zdecydowanie NIE.
Ludzie
Jako młoda dziewczyna byłam wielką samotniczką, samotniczką bardzo arogancką i z wyboru. Ukrywałam się za stronicami wszystkich moich mądrych książek i miałam gdzieś prawdziwe życie. Dużo czasu zajęło mi dojście do tego, że to ludzie z krwi i kości piszą te książki a życie i doświadczenie są cenniejsze od najwybitniejszej nawet teorii. Nic nie zastąpi nam kontaktu z autentycznym, prawdziwym, żywym człowiekiem. Teraz jestem hedonistką i wielką miłośniczką ludzi. Piszę to ku przestrodze, bo bardzo łatwo w obecnych czasach, by wirtualny świat przysłonił nam ten prawdziwy, zaś komentarz na facebooku często kręci nas bardziej niż rozmowa twarzą w twarz. Dziewiętnastoletnia siostrzenica Z. Alicja opowiadała mi kiedyś w jaki sposób młodzież spędza teraz czas. Otóż siedzą razem np w pubie i piszą sobie nawzajem komentarze na fejsie, albo przesyłają zdjęcia...
Joga
Joga jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Ukształtowała moja sylwetkę, ale przede wszystkim mój charakter. Joga nauczyła mnie spokoju i dystansu, który uważam teraz za swoją najcenniejszą umiejętność a za motto przyjęłam tybetańską maksymę: "Szczęście to brak oczekiwań". Jeśli nie oczekuję od ludzi, od przyjaciół, mojego mężczyzny jeśli nie oczekuje od nich niczego - nie są w stanie ani mnie rozczarować, ani zranić. Natomiast zawsze mogę się poczuć mile zaskoczona:) No dobra, tak całkiem to się jeszcze tego nie nauczyłam. Nie jestem jeszcze zupełnie jak buddyjski mnich, czy indyjski sidhe, ale wciąż nad tym pracuję:)
Makijaż
Och, kiedy odkryłam makijaż poczułam się w końcu piękna a kiedy nauczyłam się robić go naprawdę dobrze, zaczęłam sprawiać, by piękne poczuły się też inne kobiety. Makijaż powinien być równowartościową składową leczenia chorób skórnych, makijażem można też odjąć sobie dobrych kilka lat. Mamy w tej chwili cały arsenał doskonale kryjących i niezwykle trwałych kosmetyków do makijażu. Znacie Cassendrę klik? Wspaniała dziewczyna.
Ukochany mężczyzna
Nic tak nie poprawia samooceny jak przeglądanie się w oczach zakochanego mężczyzny, który wielbi nas i hołubi i jest zafascynowany każdym centymetrem naszego boskiego ciała. A jeśli jest to ten właściwy mężczyzną, może nawet sprawi, że pokochamy siebie tak mocno jak on kocha nas:)
Chociaż z facetami trzeba być ostrożnym, nie ma co ich przeceniać. Facet, może też na długi czas wstrząsnąć całym naszym jestestwem i zniżyć praktycznie do zera ciężko wypracowaną pewność siebie, kiedy po tym jak obdarzyłyśmy go swoim zaufaniem, wykorzysta i porzuci bez wahania, niczym zużyta prezerwatywę. Raz się tak poczułam i ranę noszę w sobie do dziś... No w każdym razie, trzeba ileś tam żab pocałować, by trafić w końcu na księcia:)
Cóż i tak oto dobrnęliście do końca tej opowieści, wszystkim którym się to udało mogę chyba pogratulować wytrwałości. Dużo czasu zajęło mi przemyślenie i napisanie tego artykułu i pewnie nie o wszystkim jeszcze wspomniałam, ale kilka najważniejszych rzeczy udało mi się uchwycić. Na to kim jesteśmy składa się całe mnóstwo doświadczeń, również tych złych, bolesnych i traumatycznych. Ale pamiętajmy, że co nas nie zbije to nas wzmocni.
A już na sam koniec chciałabym do Was gorąco zaapelować: Dziewczyny cieszcie się młodością tak szybko odchodzi i spieszcie się kochać siebie!
W spisie moich ukochanych lektur nie może też zabraknąć "Biegnącej z wilkami" Clarissy Pincola Estes. Absolutnie cudowna i zachwycająca- każda kobieta powinna ją przeczytać. Swoją otrzymałam w prezencie od przyjaciółki (tak, to wspaniały prezent dla kobiety) i ma już kilka lat. Dość sfatygowany egzemplarz przeżył rozlaną kawę i czerwone wino, do tego cały jest pogryzmolony. Piszę po książkach, zapełniam ich marginesy drobnym maczkiem, podkreślam, zaznaczam, notuję, piszę po książkach, które mnie poruszają . "Biegnąca z wilkami" mnie poruszyła. Polecam piękną recenzję Moniki Mellerowskiej klik
I jeszcze jedna ważna dla mnie książka, mianowicie "Doskonalenie umysłu metodą Silvy" Jose Slivy. Jest to podręcznik technik relaksacyjnych, wykorzystujących mózgowe fala alfa do świadomego zwiększania potencjału swojego umysłu.
foto. Ziem |
Podręcznik Silvy otworzył mnie na wiele ważnych rzeczy, natomiast na kursie samokontroli umysłu nauczyłam się konkretnych metod samorealizacji i radzenia sobie z problemami. Wciąż stosuję wiele z nich a zwłaszcza mają ulubioną technikę programowania snów.
Zawsze fascynowało mnie babranie się w duszy i brałam udział w kursach rozwoju duchowego. Oprócz metody Silvy za najważniejsze uważam ustawienia hellingerowskie. Te warsztaty to prawdziwy hardcore, ale ja akurat z radosnym masochizmem oddaję się w ręce terapeuty i choć jeszcze przez kilka dni po warsztatach (wciąż jeszcze się ustawiam) czuje jakbym dostała obuchem ( znów ten obuch) w łeb to jednak jest to bardzo oczyszczające.
Wielka wadą tego typu lektur, kursów i technik jest ryzyko, że tak bardzo uzależnimy się od naszego guru, że nie będziemy umieli podjąć bez niego decyzji a czytanie podręczników i uprawianie afirmacji przerodzi się swoisty nałóg i substytut prawdziwego życia. Pamiętajmy, że te wszystkie rzeczy mają być dla nas pomocą w osiągnięciu celu, a nie celem samym w sobie Nie możemy całymi dniami siedzieć w lotosie z oczami zwróconymi ku trzeciemu oku i klepiąc afirmacje żądać cudów. Cudów nie ma i nikt nie znajdzie za nas pracy, nie pójdzie do siłowni i nie napisze raportu dla szefa. Tak jak w tej przypowieści:
Był sobie kiedyś człowiek. Przebywał akurat w swoim domu, kiedy nadeszła wielka powódź, naprawdę ogromna. Kiedy rzeka zalała mu parter przypłynęła łódź, żeby go uratować, ale powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Wbiegł na piętro, ale woda wkrótce tam dotarła. Zjawiła się druga łódź, ale człowiek powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". Rzeka podnosiła się coraz bardziej i człowiek wspiął się na dach. Przyleciał helikopter, ale on powiedział: "Nie, zostawcie mnie, Bóg mnie ocali". W końcu woda zmyła go z dachu i utonął. A kiedy poszedł do nieba i zobaczył Boga, spytał: "Boże dlaczego mnie nie ocaliłeś?". Bóg pokręcił głową i odrzekł: "Dziwne, nie rozumiem co się stało. Przecież wysłałem po ciebie dwie łodzie i helikopter".
Zatem pozytywne myślenie, afirmacje i wiara- TAK, ale pasywność, brak działania i czekanie na cud- zdecydowanie NIE.
Ludzie
Jako młoda dziewczyna byłam wielką samotniczką, samotniczką bardzo arogancką i z wyboru. Ukrywałam się za stronicami wszystkich moich mądrych książek i miałam gdzieś prawdziwe życie. Dużo czasu zajęło mi dojście do tego, że to ludzie z krwi i kości piszą te książki a życie i doświadczenie są cenniejsze od najwybitniejszej nawet teorii. Nic nie zastąpi nam kontaktu z autentycznym, prawdziwym, żywym człowiekiem. Teraz jestem hedonistką i wielką miłośniczką ludzi. Piszę to ku przestrodze, bo bardzo łatwo w obecnych czasach, by wirtualny świat przysłonił nam ten prawdziwy, zaś komentarz na facebooku często kręci nas bardziej niż rozmowa twarzą w twarz. Dziewiętnastoletnia siostrzenica Z. Alicja opowiadała mi kiedyś w jaki sposób młodzież spędza teraz czas. Otóż siedzą razem np w pubie i piszą sobie nawzajem komentarze na fejsie, albo przesyłają zdjęcia...
Joga
Joga jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Ukształtowała moja sylwetkę, ale przede wszystkim mój charakter. Joga nauczyła mnie spokoju i dystansu, który uważam teraz za swoją najcenniejszą umiejętność a za motto przyjęłam tybetańską maksymę: "Szczęście to brak oczekiwań". Jeśli nie oczekuję od ludzi, od przyjaciół, mojego mężczyzny jeśli nie oczekuje od nich niczego - nie są w stanie ani mnie rozczarować, ani zranić. Natomiast zawsze mogę się poczuć mile zaskoczona:) No dobra, tak całkiem to się jeszcze tego nie nauczyłam. Nie jestem jeszcze zupełnie jak buddyjski mnich, czy indyjski sidhe, ale wciąż nad tym pracuję:)
Makijaż
Och, kiedy odkryłam makijaż poczułam się w końcu piękna a kiedy nauczyłam się robić go naprawdę dobrze, zaczęłam sprawiać, by piękne poczuły się też inne kobiety. Makijaż powinien być równowartościową składową leczenia chorób skórnych, makijażem można też odjąć sobie dobrych kilka lat. Mamy w tej chwili cały arsenał doskonale kryjących i niezwykle trwałych kosmetyków do makijażu. Znacie Cassendrę klik? Wspaniała dziewczyna.
Ukochany mężczyzna
Nic tak nie poprawia samooceny jak przeglądanie się w oczach zakochanego mężczyzny, który wielbi nas i hołubi i jest zafascynowany każdym centymetrem naszego boskiego ciała. A jeśli jest to ten właściwy mężczyzną, może nawet sprawi, że pokochamy siebie tak mocno jak on kocha nas:)
Chociaż z facetami trzeba być ostrożnym, nie ma co ich przeceniać. Facet, może też na długi czas wstrząsnąć całym naszym jestestwem i zniżyć praktycznie do zera ciężko wypracowaną pewność siebie, kiedy po tym jak obdarzyłyśmy go swoim zaufaniem, wykorzysta i porzuci bez wahania, niczym zużyta prezerwatywę. Raz się tak poczułam i ranę noszę w sobie do dziś... No w każdym razie, trzeba ileś tam żab pocałować, by trafić w końcu na księcia:)
foto. Ziem |
A już na sam koniec chciałabym do Was gorąco zaapelować: Dziewczyny cieszcie się młodością tak szybko odchodzi i spieszcie się kochać siebie!
a już miałam wylączać komputer i do spania :) a tu nowy pościk :))
OdpowiedzUsuńNie spac- zwiedzac!
UsuńZiemolino, jak to pięknie napisałaś..masz racje, że w dzisiejszych czasach ludzie tak mało skupiają sie na rozmowie i słuchaniu siebie nawzajem, zastępując je polsrodkami w postaci komentarzy/ smsów. Zdaje sobie sprawę z tego jak trudno pozbyć się kompleksów i poczucia niskiej wartości, i dla wielu osób wskazówki, które podałaś mogą okazać sie bardzo pomocne. Trzeba wejrzeć w głąb siebie i przeanalizować co tak naprawdę jest tego źródłem i walczyć, bo tak jak napisałaś szkoda lat..cieszę się, ze poruszylas taki temat..daje do myślenia, a przede mną jeszcze długa droga, żeby polubić siebie. Pozdrawiam Cię cieplutko:* ps. Dołączyłam do grona "retinowcow"..czekam na lepsze dni.
OdpowiedzUsuńZycze aby udalo Ci sie w koncu pokochac siebie i powodzenia z retinolem- udana kuracja i lepszy wyglad skory na pewno poprawia Twoja pewnosc siebie:)
UsuńDziękuję Kochana:) niestety nie poszłam krok dalej z retinolem, ale z adapalenem, byłam u dermatologa, bo pojawił mi się rumień :(
UsuńDobry i adapalen- to tez retinoid:)
Usuńbardzo wartościowy wpis :) Pierwszą polecaną książkę przeczytam z ciekawości, a Joseph Murphy jest mi znany od dawna i stanowi idealny wstęp do świadomego kreowania swojego życia :)
OdpowiedzUsuńFajnie oczy Ci się śmieją na zdjęciu!
Dziekuje Aniu, moje oczy sa zakochane na tym zdjeciu, rzeczywiscie bardzo to widac:)
UsuńU mnie w domu na półce leży książka "potęga umysłu" i kilka innych podobnych, ale nie czytałam ich. Jakoś nie jestem w stanie uwierzyć że mnie taka lektura przekona. Jestem straszną pesymistką i realistką ;(
OdpowiedzUsuńA moze warto sprobowac malymi kroczkami myslec odrobinke bardziej pozytywnie, nie musisz przeciez zaraz stac sie niepoprawna optymistka:)
UsuńJestem zachwycona. Jak cudownie, że poruszyłaś taki temat. Niby wiem o tym wszystkim, poznałam "teorię szczęścia", udawało mi się "żyć lepiej", uśmiechać się do siebie w lustrze.. Ale niestety z przerwami. A właściwie te przerwy, spowodowane chwilami słabości, jednym złym impulsem, czy brakiem wytrwałości, były dłuższe od "lepszego życia". Twój wpis jest jak tknięcie kijem w żebra (tam czuję najbardziej ;) ) i wybudza z mroczno jesiennej delikatnej prawie depresji. Przecież ta radość BYCIA jest w zasięgu ręki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i mam nadzieję, że uda mi się w końcu dojść do Ciebie na konsultację z tych Rataj ;)
Uradowana czytelniczka Emi
Ciesze sie droga Emi:)
UsuńNa Ratajach jestem w aptece Rodzinnej no os. Jagiellonskim, to przy samym rondzie Rataje. Bede tam jutro oraz 26 i 28 listopada. Moze sie wybierzesz:)
Jak skończy mi się łuszczyć skóra po kwasie (trwa to u mnie kilka dobrych dni) to z chęcią się wybiorę ;)
UsuńŁaaa, muszę biec na pociąg, ale jak tylko wrócę zabieram się do czytania! Udanego dnia! ;*
OdpowiedzUsuńCzęsto będę wracać do tego postu, tak czuję. Otworzył mi oczy na parę spraw, a Twoje osobiste doświadczenia rozpaliły nadzieję na zmiany w życiu. Z pewnością nie chcę obudzić się za kilkanaście lat, stwierdzając, że przegapiłam młodość. Zrobiłam sobie listę książek, które polecasz i wybiorę się w najbliższym czasie do biblioteki :)
UsuńWspaniale jest pracowac nad swoim duchowym rozwojem a podroz w glab siebie to fascynujaca przygoda te ksiazki Ci w tym pomoga:)
UsuńBardzo piękny i dający do myślenia post. W moim aktualnym życiu dzieje się wiele.. ukochany mężczyzna znika, pewność siebie ulotniła się jak bańka mydlana.. Chcę i się boję ruszyć z miejsca. Tak bardzo się boję, czuję przeraźliwy strach, ze znowu się nie uda, że znowu się wszystko spieprzy...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi Mierielko, dokladnie wiem co czujesz. Strach jest najczestrzym hamulcem wszelkich zmian, coz jesli nie sprobujesz nie dowiesz sie, czy sie uda...Trzymam kciuki a rozstanie z facetem to gleboka rana i tak samo ja ta na ciele, potrzebuje duzo czasu, by sie zagoic, pozwol jej to zrobic w swoim tempie...
Usuńmyślę że to kwestia wieku i doświadczenia, ja też mam w sobie więcej radości teraz niż kilkanaście lat temu, trzeba przeżyć burzę hormonów, czas buntu i negacji i trochę doświadczyć, aby móc docenić życie...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że ta ostatnia żaba jest Ciebie warta, a Ewa ponoć zerwała nie jabłko a pomarańczę ;)
Tak Jo, przez niektore rzeczy trzeba po prostu przejsc tak jak wiek dojrzewania i nastoletnie kompleksy, warto jednak jak najmniej sie poobijac.
UsuńPomaranczę mowisz hmmm, to by wyjasnialo legende o dwoch polowkach pomaranczy:)
Ty zakompleksiona? Kurde.. wyrobiłaś się kobito ;)
OdpowiedzUsuńW mojej młodości brat zawsze mi mówił, że jestem za gruba, wierzyłam szczerze, odchudzałam się a On wciąż powtarzał: jeszcze kilka kg ;) teraz wiem, że to była mega głupota i że zwyczajnie nie wierzyłam w siebie. Gdy wyszłam za mąż powiedziałam mu to - wcięło go i przepraszał mnie wiele razy ;) dziś mówi: sister, laseczka z Ciebie ;) może wtedy trzeba było porozmawiać?
A Fejs.. nie mam tam konta, miałam, nie tęsknię. A spotykam się z ludźmi kiedy tylko mogę, przeważnie każdy weekend nasz, kolacja, winko i nigdy tv - rozmawiamy ile wlezie :)
Piękna z Was para Ziemki!
Buziaczki :**
Tak wlasnie o nas mowia- Ziemki a my o sobie Ziemolina- Ziemowit i Angelina:) i tak napewno nazwiemy nasza lesniczowke...
UsuńUwielbiam Twoj optymizm i nieco rubaszne poczucie humoru Kamus:)
buziaki!
Bardzo celny i trafny post. Ilez razy czytalam o tym, ze zycie i samoswiadomosc kobiecosci zaczyna sie tuz przed/po 30stce. Nasza kultura faktycznie powoduje,ze czujemy sie winne swojej kobiecosci. Jako male dziewczynki mamy wpajane do glowy,ze powinnismy sie czuc gorsze, powinnysmy sie bardziej wstydzic, powinnysmy byc skromniejsze. Sek w tym,ze pozniej mamy wiecej kompleksow, niz to jest potrzebne i szukanie wlasnego ja, wlasnej wartosci zajmuje LATA. Dzieki za ten post. Duzo mi przypomnial i duzo uswiadomil :)
OdpowiedzUsuńTrzydziestka to swietny wiek a potem jest jeszcze lepiej:)
UsuńAngelika trafiłaś w mój stan! W moje ostatnimi czasy przemyślenia, moje lektury. Na nowo fascynuję się ostatnio psychologią. Zaczytuję – nie tylko w poradnikach dla rodziców (chociaż i z tymi się przeprosiłam) ale i – a może szczególnie – pozycjami dotyczącymi duszy (charakteru, wnętrza i zachowań.).
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd biorą się u mnie te lektury, bo ja nadal jestem na etapie niepogodzenia (ze sobą, własnym ciałem, wyglądem i charakterem), nie poszukuję więc siebie w nich. Raczej chce zrozumieć dlaczego tak się dzieje – że nie przepadam za sobą, czasem za innymi, że nie zawsze cieszy mnie codzienność (chociaż teraz już częściej). Jeśli jest jakaś poprawa w akceptacji, w moim „byciu” to nie dzięki literaturze ;)) jednak tę właśnie teraz dopiero zaczynam akceptować i rozumieć. Być może od akceptacji literatury duszy do akceptacji siebie nie zostało mi już dużo zakrętów? Oby! Bo jak piszesz – czas ucieka. Jednak, nie dalej jak dzisiaj, pomyślałam sobie, że nie boję się swojego wieku, że teraz dopiero „się czuję”. Jedyne czego w wieku się boję to tego, że czegoś już mogę nie zdążyć.
P.S. wyglądacie pięknie i … szczęśliwie:)
P.S.’ myślę, że literatura ma to do siebie, że pomaga w poznaniu duszy niezależnie, czy jest psychologiczną czy nie. Literatura pomaga w ogóle ;)
My kobiety lubimy analizowac, zadawac pytania, rozkladac na czynniki pierwsze, tymczasem nieraz warto "puscic" i pozwolic by sie zadzialo:) Dla mnie literatura jest iskra, zapalnikiem do dalszych dzilan:)
UsuńZgadzam sie, ze literatura pomaga w ogole i tak jak napisalas nie musi to byc poradnik psychologiczny, rowniez w powiesciach, beletrystyce znajdziemy mnostwo zyciowej madrosci.
A swoja droga to ciekawe, ze wlasnie teraz kiedy masz dzieciatko, dopadlo Cie szukanie tozsamosci, bardzo czesto kobiety wlasnie po urodzeniu dziecka odnajduja to czego cale zycie szukaly...
właśnie dlatego teraz rozpoczęło się moje szukanie (takie szukanie na właściwej już drodze) i godzenie ze sobą :) właśnie nie poradniki, książki, ani tym bardziej guru a dziecko sprawiło,że
Usuńjakby się odnajduję:)
Ale nie odnajduję w roli matki, kury itp, bo za kurę bynajmniej się nie uznaję :) Ale odnajduję się w świecie (chociaż i to źle powiedziane - bo do tego świata wydaję się nie pasować do końca, albo też obracam się w złym świecie?:) ). Godzę się z sobą - tylko, że wydaje mi się, iż wówczas - kiedy rodzi się dziecko - mało jest czasu na rozmyślania nad sobą, stąd pewnie to pogodzenie. No i ta permanentna - przynajmniej narazie - akceptacja w oczach dziecka :)
Co do czytania - tak, myślę, że wielu kobietom przydałoby się po prostu przeczytać książkę. Byle nie wczuły się za bardzo w bohaterkę, bo wtedy taka książka (jeśli romantyczna) może mieć odwrotny skutek :)
p.s. Mój wrodzony introwertyzm nie pozwala mi wyjaśnić tego,co czuję hihi
Masz bardzo bogate, interesujące i pełne doświadczeń życie. Dzisiaj niestety każdy narzeka na brak czasu...tak mało osób sięga w ogóle po jakiekolwiek książki. Aż wstyd się przyznać, ale ja ostatnio czytałam jakąś 2 lata temu`?!
OdpowiedzUsuń"Szczęście to brak oczekiwań"-to najbardziej mi się spodobało. Twoje rozwinięcie tej myśli jest prawdziwe i wcale mi nie obce. Człowiek czasami za dużo oczekuje nawet od samego siebie.
Co do mężczyzn zgadzam się w 100%. Zaangażujesz się, a w jednej sekundzie potrafi wywrócić Ci świat do góry nogami. Z drugiej strony fajnie jest codziennie usłyszeć miłe i dowartościowujące Cię słowa. Mam nadzieję, że i ja znalazlam już swojego księcia.. ;)
Może warto też zacząć dostrzegać w sobie jakieś pozytywne rzeczy?!:) Przecież nie wszystko mamy złe i nie we wszystkim jesteśmy beznadziejne.
Oczywiscie, ze warto Dominiko, moja Ty wierna komentatorko. Mam nadzieje, ze Ty juz zaczelas:)
UsuńNie spodziewalam sie takiego posta:) Kiedy pisalas ze pracujesz nad pewna "skomplikowana" notka, bylam pewna ze bedzie o jakims zlozonym schorzeniu skornym, leczeniu, no cos w tym stylu...
OdpowiedzUsuńTemat samodoskonalenia jest mi bardzo bliski, od kilku lat kraze wokol niego. Sa takie momenty w moim zyciu ze desperacko rzucam sie na lektury typu "Potega podswiadomosci" by za jakis czas porzucic je i stwierdzic ze to bzdury. I tak w kolko. Chcialabym wreszcie przestac szarpac sie sama ze soba."Biegnacej z wilkami" jeszcze nie czytalam, a mam ta ksiazke w domu. Czuje sie zobligowana do lektury;)
Sa momenty w zyciu, gdzie tego typu literatura jest bardzo pomocna i pomaga nam odnalezc w sobie sile, sa momenty kiedy w ogole jej nie potrzebujemy. "biegnacej z wilkami" nie czyta sie jednym tchem, jest to ksiazka, ktorą, jak napisla Monika w recenzji - smakuje sie powoli. Dla mnie jest przyjaciolka do ktorej siegam czesto i za kazdym razem odkrywam cos nowego:)
UsuńCzytałam "Potęgę Podświadomości" Josepha Murphy`ego. Anthonego de Mello lubię. Ze swojej strony polecam "Pozytywne myślenie drogą do sukcesu" Davida J. Schwartza. Dzisiaj blogowa koleżanka przesłała mi ciekawy link, z mnóstwem afirmacji, mądrych cytatów z wielu książek, podzielę się z Wami nim: http://zenforest.wordpress.com/.
OdpowiedzUsuńZnam Cassendrę ze wstępu jednego z odcinków Rozmowy w toku, kiedy to Ewa Drzyzga zapowiedziała właśnie ten materiał, który Ty podałaś w linku.
UsuńTu macie fragment "Przebudzenia" A. De Mello: http://zenforest.wordpress.com/2008/02/13/samotnosc-a-zaleznosc-od-innych/
UsuńTo ja w duzej mierze z mysla o Tobie ten post pisalam a Ty juz wszystko czytalas?!:)
UsuńPrześwietny blog! :) Trafiłam na niego tydzień temu i przeczytałam już większość Twoich postów! Masz niesamowitą wiedzę, którą dzielisz się z innymi, za co serdecznie Ci dziękuję, bo ja również mogę z niej w ten sposób korzystać. Jestem nastolatką, właścicielką skóry przetłuszczającej się z wieloma niedoskonałościami :) Trafiłam tutaj chyba szukając czegoś o retinoidach (używam aktualnie Locacidu, gdyż nie chciałam się zgodzić na Izotek), moja skóra potrzebuje teraz dużej troski i chcę wiedzieć, jak się nią zająć :) Stąd też moje pytanie, czy wiesz coś o kosmetykach firmy "Apis"? Czytałam dobre recenzje o ich produktach, ale chciałbym zapytać również Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPS Strasznie mi smutno, że mieszkam daleko od Ciebie (na Śląsku)- chciałabym, żeby ktoś tak profesjonalny jak Ty umalował mnie na studniówkę i podpowiedział, jak dokładnie dbać o moją cerę :) Ale nic straconego, może wybiorę się kiedyś do Poznania, gdy będę miała więcej czasu ;D
Kochana Ziemolino :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie te wszystkie skomplikowane mysli polaczylas w jeden artykul,
nie dziwie sie, ze zajal Ci troche mejsca w glowie,sercu,czasie..
ciesze sie, ze dawno mam to za soba i nie tesknie za okresem kiedy mialam 20-30 lat, to bylo nieznosne i kazda z nas z tamtych rocznikow przerabiala siebie w dokladnie taki sposob jak tu podsumowujesz...
uwielbiam byc coraz starsza...
pozdrawiam cieplo i raz jeszcze ogromnie gratuluje artykulu !czyta sie jak zwykle jednym tchem - jestem ogromna fanka Twojego pisania,postrzegania,humoru...teraz to jeszcze bardziej wyjasnia dlaczego jestes wlasnie taka fascynujaca osoba :)
mira
"Uwielbiam byc coraz starsza" to brzmi jak tytul mojego kolejnego posta:)
UsuńDzikuj Mirko za dobre slowa, zawsze czekam na Twoje cieple komentarze:)
dziękuję
OdpowiedzUsuńbrosia
proszę:)
UsuńCały Twój blog, a ten post w szczególności, to DOBRA ROBOTA.
OdpowiedzUsuńŚwietna dziewczyna z Ciebie:)))
Pozdrawiam serdecznie, elka
Dziękuję kochana Elko:) z Ciebie tez cudowna osoba:)
UsuńKażda z nas miała różne doświadczenia w życiu, czy to przykre czy to miłe, ale zgodzicie się ze mną dziewczyny, że my kobiety raczej jesteśmy tak skonstruowane - na utrudnianiu sobie życia. Od zawsze kiedy pamiętam, przyjaźniłam się z chłopakami nie wybrankami życia tylko zwykły kolega), podoba mi się w nich brak detalizmu, brak zewnętrznego okazywania swoich mało pogodnych nastrojów, większe zdecydowanie na dodatek racjonalne i klarowne, jak i brak rozpamiętywania, ale cóż jestem kobietą - lubię ten detalizm :) lubię czasem się mylić :) lubię czasem rozpamiętywać i to nie tylko te pozytywne rzeczy, mam tak super męża co mnie zaraz sprowadza do męskiego toku myślenia/ rozumowania, kiedy widzi, że co mi w "duszy nie gra". Sory dziewczyny za tok pisania komentarza, ale pisalam szybko, żeby nie stracić wątku
OdpowiedzUsuńTak odpowiedni mezczyzna poddkresla nasza kobiecosc. Kiedy bylam w euforii wielkiego zakochania ujelam to w bardzo grafomanski sposob "chce uprawiac swoja kobiecosc na żyznej męskiej glebie" :)teraz raczej uprawiam panszczyzne codziennosci:)
UsuńPo skończeniu 30roku życia, czyli od 3 lat, czuje, że żyję! Pełnią życia! Cudowna rodzina, kochany mąż - przyjaciel, zdrowa mądra córka. Do tego praca zawodowa, która pozwala mi na elastyczne godziny spędzone przy laptopie. Czas wolny spędzam z córką pokazują jej świat. Mam poukładane wartości religijne, które są fundamentem mojego życia. Zawsze jak się gubiłam w życiu to szukałam podstaw, a te mam jedne - wiarę w Boga. Jeśli Bóg ze mną, któż przeciwko mnie:) Oczywiście jest to temat rzeka i baardzo się ucieszyłam, jak zobaczyłam na zdjęciu okładkę książki Ericha Fromma, ta o miłości jest CUDOWNA! Polecam też inne pozycje tego autora. Za pozostałe propozycje książkowe bardzo dzięĸuję, większą część znam i inaczej niż TY, na nie patrzę. Ale o tym w mailu będzie jak tylko znajdę dłuższą chwilę. Co do makijażu - wiesz, że się go uczę i jestem coraz bardziej zafascynowana jakie cudeńka można zmienić w swojej twarzy. Ale przede wszystkim bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwą osobą, znającą swoją wartość, że jesteś mądrą i pięĸną kobietą, że Cię poznałam i marzę o tym, żeby móc z Tobą spotkać się realnie. Ale wierzę, że to się spełni:)
OdpowiedzUsuńDokładnie jest tak jak piszesz - spieszmy się kochać siebie i bliźnich! Inaczej kiepsko z nami będzie. To takie proste a jakże trudne przykazanie, miłości zresztą - kochaj bliźniego swego jak siebie samego! Ostatnio miałam bardzo miłą rozmowę z 45letnią dr dermatologii, powiedziała - im jestem starsza tym jestem szczęśliwsza, spokojniejsza, łagodniejsza - pewnie dlatego, że kocham coraz mocniej siebie i bliskich, a że zmarszczki głębsze, dłonie pomarszczone - cóż to znaczy, cóż to znaczy... zaledwie nic, najpiękniejsze jest niewidoczne dla oczu:) I tego się trzymam. Kobieta, która kocha i akceptuje samą siebie, choćby miała 60lat - będzie wyglądała bosko!!! I mówię Ci Ziemolina - my takie będziemy!!!
Zgadzam się w 100% ze wszystkim co napisałaś! :)
UsuńPiekne slowa Violu i ciesze sie, ze to ja stalam sie dla Ciebie inspiracja do ich napisania, czekam z niecierpliwoscia na maila:)
UsuńBardzo fajny, osobisty wpis. Zajrzę chyba do polecanych książek.
OdpowiedzUsuńZiemolino, jako że naprawdę uważam, że odwalasz kawał dobrej roboty z tym blogiem, chociaż nie wiem, czy bawisz się w takie zabawy - ale otagowałam: http://naturalnapielegnacja.blogspot.com/2012/11/tag-liebster-blog.html
bardzo ciekawy wpis! kiedyś też ćwiczyłam Jogę, przeczytałam wiele książek takich jak 'przebudzenie' czy 'o sztuce miłości' i ogólnie dość mocno skupiałam się na tej sferze życia, ale niestety już od bardzo dawna nie robię nic w tym kierunku, mam nadzieję że ten wpis zmobilizuje mnie do powrotu do starych dobrych nawyków:)
OdpowiedzUsuńMnie samą juz zmobilizowal:) Za namowa Basi i Stuli czytam "Potege terazniejszosci" :)
UsuńZiemolinko,
OdpowiedzUsuńpiekny post. Az dziw mnie bierze, na ile tematow mamy takie samo zdanie :) Do ksiazek dorzucilabym jeszcze: Potege terazniejszosci - Eckharta Tolle, ciezka ale daje duzo do myslenia. Moj guru uswiadomil mi bardzo wazna rzecz a mianowicie, ze nie nalezy zaprzatac sobie glowy mysleniem o przyszlosci, bo nie mamy na nia zadnego wplywu. Nalezy czesciej patrzec w niebo; lubie to robic w sloneczne dni, obserwowac chmury i czuc sie malenka czescia tego ogromnego wszechswiata.
Ciezko w "naszym" swiecie byc kobieta, bo wszyscy wymagaja, abysmy byly perfekcyjne. A faceci, coz maja urok osobisty... Facet zalicza babki a kobieta sie puszcza. Ot cala filozofia. Smutne to.
pozdrawiam cieplutko :-*
ciesze się, że polecasz tak mądrą książkę - jest GENIALNA! (dla zainteresowanych mam ją w pdf ale tylko 100stron - dobre i to żeby choć zacząć czytać, vttm@wp.pl)
UsuńNo prosze zguba Basia sie odnalazla:)
UsuńZa posrednictwem Violi juz zaczelam czytac "Potege terazniejszosci" by celebrowac kazdy dzien i cieszyc sie chwila oraz zyc tu i teraz jak to pieknie ujmuja psycholodzy.
No prosze moje kochane, ciesze sie, ze Wam ta ksiazka nieobca. Ja ostatnio zazarcie walcze z mym cialem bolesnym :)
Usuńpozdrawiam Was obie bardzo bardzo cieplutko!!!!
ciekawy post i niezmiernie ważny. zapominamy lub nawet nie wiemy, ze najtrudniej znaleźć własna drogę, swoje miejsce na świecie , wewnętrzny spokój i niekończące sie pokłady miłości do samej siebie.
OdpowiedzUsuńmi zajęło długie lata i wiele przeszłam . jakiś czas temu dzieki wizualizacji i pozytywnemu mysleniu pokonałam chorobę znalazłam i swoje szczęscie. potem wróciły niepokoje i choroba a dziś znow walczę, by byc zdrowa. i wiem , że jestem na dopbrej dordze, mam wsparcie bliskich mi osób, kocham i jestem kochana.
Zycze ci Paulo, by i tym razem sie udalo, ba, jestem przekonana, ze sie uda!!!
UsuńNajbardziej oczywiście zaintrygował mnie "arogancki Jezuita" :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że parę lektur by mi się przydało, czas chyba na trochę porzucić szwedzki chłód martwych ciał i poczytać coś cieplejszego ;) Na pewno się którąś z tych pozycji "zainspiruję" jak to mawia nasza Ruda M., a tak naprawdę to odgapię i przeczytam bo mimo, że ilość moich kompleksów jest raczej odwrotnie proporcjonalna do tuszy to chyba wolałabym mieć ich jeszcze mniej ;);)
Swoją drogą, świetnie, że poruszasz kwestię pewności siebie wśród młodych kobiet/dziewczyn. Dzisiejszy świat jest tak... zdziczały od tej nowoczesności, że wśród pięknych i bogatych, których oglądamy na co dzień możemy się całkiem zapomnieć i nie daj Boże pomyśleć, że nie mamy wartości w ogóle. Takich dziewczyn - ślicznych, młodych, mądrych i bardzo niedoceniających siebie spotykam w swoim życiu zdecydowanie za dużo. Może posty takie jak ten trochę zamieszają w niewieścich głowach i w końcu pojmiemy, że każda z nas jest najlepsza na świecie tylko.... czasem sama nie chce o tym wiedzieć.
To prawda Olu, zaczelam nawet pisac o wplywie mediow na nisja samoocene wsrod mlodych ludzi, ale w koncu temat porzucilam bo to material na oddzielny post, moze kiedys sie pokusze...
Usuńziemolino a jak tam u Ciebie złuszczanie. Juz tak daaawno nic o tym nie pisałaś :)
OdpowiedzUsuńmowisz i masz:)
UsuńCo tu duzo mówić...
OdpowiedzUsuńSzacun, Angelino!
Pozdrawiam, Kama
Pozdrawiam Kochana:)
UsuńPowiem krótko- piękny wpis...
OdpowiedzUsuńFakt, piękno to nie tylko do granic wymuskane ciało, ale też pewność siebie, samoocena na odpowiednim poziomie, szeroki, szczery uśmiech...
OdpowiedzUsuńWiem to już od dawna, z obserwacji ludzi - Ci szczęśliwi, bez problemów z samoakceptacją przyciągają, są piękni.
Tylko...jak oni to robią? :)
Ja nie mam większych problemów z kompleksami, tak mi się przynajmniej wydaje.
Ale nie jest to stan stały, kiedyś pod tym względem była katastrofa!
Czasem brakuje mi tylko spokoju i wyciszenia - coraz bardziej prawdopodobne stają się plany zapisania się na jogę.
Tym postem dołożyłaś kolejną cegiełkę w kierunku ich realizacji.
Och, joga jest cudowna- zapisz sie a nie bedziesz zalowac. Uwielbiam to rozluznienie po zajeciach, kiedy z rozciagnietych i rozgrzanych miesni uciekaja napiecia i uwielbiam ten dystans, ktory osiagnelam jakby mimochodem cwiczac cialo:)
UsuńSuper post. Zamierzam przeczytać książki, które zaproponowałaś :) Kompleksy to mój odwieczny problem, ale chyba teraz jest lepiej niż było... Z cerą wygrałam po raz drugi, za to ciała swojego nie lubię jak kiedyś. Tylko, że kiedyś ćwiczyłam i byłam szczuplutka, z powodzeniem byłaby ze mnie gwiazda fitness. A teraz +10kg i cellulit, ech. I dopiero teraz widzę i doceniam to, jaka ładna i zgrabna dziewczyna ze mnie była. A wtedy wstydziłam się odsłaniać nogi i ramiona, nie nosiłam dekoltu, wszystko pod szyję. Jak wyszłam od fryzjera, to 3 dni nie wychodziłam z domu - nie dlatego, ze fryzura zła, ale ja zawsze czułam się obleśna... Obecnie dążę do dawnej wagi i kondycji. Powoli idzie, mam nadzieję, że wtedy docenię to, jak wyglądam. Najważniejsze, że mój chłopak widzi mnie przez przesadnie różowe okulary - dla niego jestem cudem ideału i to naprawdę krzepiące i pomaga w życiu. I chyba to dzięki niemu lepiej mi ze sobą. Już się nie czuję taką paskudą. Jestem tylko gruba i mam okropną skórę :D
OdpowiedzUsuńOkropne to co poszesz, ale prawdziwe. Dlaczego my kobiety nie mozemy sie cieszyc swoja kobiecoscia i tracimy najlepsze lata na walce z bezsensownymi kompleksami?!
UsuńKochana musisz cos z tym zrobic jak najszybciej zwlasza, ze jestes sliczna, masz genialne kosci policzkowe i piekne oczy:)
Mam małe pytanie apropo kwasów, kiedyś o nich pisałaś ale nie to co mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńChciałabym zacząć używać kwasu salicylowego i kwasu glikolowego.
Bardzo mnie interesuje dokładny opis stosowania.
Razem? Jak długo je trzymać na twarzy?
Aa.. i gdzie kupujesz te produkty? Ja myślałam o ZSK.
Pozdrawiam serdecznie
konczylam szkole kosmetyczna wiele lat temu i nigdy nie pracowalam w zawodzie, wiec nie posiadlam wiedzy jak mieszac ze soba kwasy, zwykle korzystam z gotowych produktow, najczesciej sa to wyskokie dermatologiczne stezenia, ktore nabywam dzieki uprzejmosci zaprzyjaznionego lekarza. Kazdy producent posiada wlasne formuly i patenty, mysle, ze powinnas sugerowac sie informacjami podanymi na stronie, gdzie kupujesz kwasy, mozesz tez zajrzec na strone Basi Kwiatkowskiej biochemia urody- jest bardzo pomocna
UsuńDobrze, że jesteś :) Zatrzymałam się na chwilę i myślę… Kurcze jak my mało mamy czasu na myślenie, to niezwiązane z tym co dziś na obiad, ile pieniędzy uda nam się w tym miesiącu odłożyć, jak ominąć korek żeby nie spóźnić się do pracy i cały czas jesteśmy w tym szaleńczym biegu. Chwile, kiedy można usiąść, rozluźnić się i zwyczajnie pomyśleć bez wyrzutów sumienia, że w tym czasie mogłyśmy pozmywać, są bezcenne.
OdpowiedzUsuńSpieszmy się kochać siebie… zgadzam się w zupełności. Tak trudno w naszej kulturze zwyczajnie zaakceptować siebie, swoją zewnętrzność, przestać być ofiarą porównań z nierealnymi wyfotoszopowanymi wizerunkami i żyć bez kompleksów… Musimy pamiętać przede wszystkim o tym, żeby budować siebie, swoje wnętrze, dbać o nie jak o nasze domy – odkurzać, wynosić śmiecie i co jakiś czas dodawać coś nowego, zmieniać wystrój. A pewność siebie przyjdzie sama. Tak mi się wydaje. Oczywiście jak zawsze dochodzi ukochana zasada złotego środka i o wyglądzie też trzeba pamiętać, ale nie dać się zatracić w takiej wiecznej pogoni za niedoścignionym.
Kochajmy także bliskich… oni też szybko odchodzą. Dbajmy o prawdziwe relacje, te na których nam zależy. Wkurzają mnie te wyścigi na ilość znajomych na portalach społecznych. Co z tego, jeśli nie masz komu wypłakać się w rękaw?
Myślę, że do Twojego „zestawu” dorzuciłabym jeszcze muzykę. Potrafi pomóc, dodać energii, zmusić do refleksji albo pozwolić zapomnieć o problemach :)
Pieknie napisalas :)
UsuńTak, mozyka jest wazna czescia naszego zycia- moja ulubiona to Cztery Pory Roku Vivaldiego- znam juz na pamiec a potrafie sie przy niej wzruszyc do lez.
Kocham Cię Angie!
OdpowiedzUsuńJa Ciebie tez Jul:)
Usuńksiążki faktycznie są warte uwagi- potwierdzam. Biegnącą też dostałam od przyjaciółki, a co do jezuity to go uwielbiam. Zniewala i pokazuje, że warto zająć się sobą, a nie innymi. Przebudza siebie samego z wyścigu szczurów, który jest tylko wyścigiem, bo został przez Ciebie zaakceptowany. Skłania do myślenia indywidualnego, a nie do przyjmowania innych poglądów czy kłamstw związanych z rzeczywistością :) Pozdrawiam ...
OdpowiedzUsuńJezuita tez jest moim ulubiencem. Przeczytalam wszystko co napisał a co tylko zostało u nas opublikowane:)
Usuńże ja tego bloga do dzis nie widziałam, to ja nie wiem jak to mogło być,właśnie wsiakłam w tresc. Te lektury znam i wracam. daja siłe kiedy mam zal do zycia:)
OdpowiedzUsuńWitaj Aschawi i ciesze sie, ze tu trafilas w tej internetowej gestwinie:)
UsuńZiemnolinuś, ależ napisałaś. Dużo dla mnie...
OdpowiedzUsuńA Biegnąca kupię mojej chrzestnej z SM pod choinkę. Idę pisać@...
Ciesze sie, ze udalo mi sie Ciebie zainspirowac, Ty inspirujesz mnie niezmiennie:)
UsuńJestem pod wielkim wrażeniem- bardzo mądrze i bardzo pięknie napisane. Czytałam z WIELKĄ przyjemnością i w wielkim skupieniu:) Pozdrawiam serdecznie!!
OdpowiedzUsuńSagaska
It's an remarkable piece of writing in favor of all the web users; they will obtain benefit from it I am sure.
OdpowiedzUsuńFeel free to visit my web site :: http://punbb.idforum.org/
Wspaniale się Ciebie czyta! Jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDopiero cię odkryłam i czytam z zachwytem!!!
OdpowiedzUsuńTen post był jakby o mnie, widziałam w nim siebie !!!
I mimo ze Jestem po 30-tce, mam męża i 2 dzieci to jest dalej ta melancholia we mnie, smutek, brak radosci z zycia z siebie ...
A moze Jestem zgorzkniala...
W kazdym razie zycie na obczyznie ( Nowy Jork) nie ulatwia sprawy
Musze Zabrac sie za czytanie lektur które polecilas, może mi pomogą
Naprawdę ten post przypomniał mi dlaczego tak sie czuje, nieszczęśliwa, żyjąc tylko z dnia na dzień - wszystko przez to serce złamane
Gdyby ON wtedy nie zranil mi serca byłabym dalej wesoła kobieta, pewna siebie , odważna i ciesząca sie ze wszystkiego
Ale nie, w jednej sekundzie złamał mnie psychicznie i już sie nigdy nie podnioslam ( ani mąż ani dzieci nie pomogły odzyskać mi takiej radości jak kiedyś)
Aż sie płakać chce....
No ale nie będę cię zanudzac i biorę sie za czytanie twojego bloga!!!
Pozdrawiam
Lili dziewczyna z NYC
Pięknie napisałaś dziewczyno ze złamanym sercem na obczyźnie. Myslę, że musisz coś zmienić w swoim życiu, coś z nim zrobić, bo tak jak pisałam w poście, szkoda czasu na bycie nieszczęśliwą. Ważne jest tu i teraz, właśnie w tej chwili toczy się prawdziwe życie. Rozejrzyj się dookoła zobacz ile pięknych rzeczy obok Ciebie, ilu kochających ludzi. Nie warto zadręczac się wspomnieniami, raczej powinnas czerpac z nich siłe. Nieraz wydaj mi się, że tylko miłość nieszczęśliwa jest prawdziwa, bo szara codziennośc potrafi zepsuc najbardziej wzniosłe i romantyczne uczucie. Ja mieszkam z miłością mojego zycia i niewiele juz zostało z naszego wielkiego uczucia...
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Kochana, cieszę się, ze mam koleżankę z Nowego Jorku, sama zaś siedzę w pociągu do Zielonej Góry. Uwielbiam podrózować koleją, a Ty?
Ziemolinko
UsuńDziękuje kochana za odpowiedz! Za otuche!
Pociągami w Polsce za dużo nie jeździłam bo za młoda jeszcze byłam i tez jestem z małego miasta koło Rzeszowa więc nie było okazji aż takich zeby brać pociąg
Zawsze autobus albo autostopem ( zawsze)!
A tu w nowym jorku ojezdzilam sie metrem do college'u ze już mam dosyć
Przez cztery lata college'u codziennie brałam metro z mojej dzielnicy Brooklyn do college'u na innej dzielnicy ( Queens)
Dwie godziny w jedna stronę ( czyli jakbym w Polsce jeździła z mojego miasta do Krakowa )
Czasami jechałam dwie godziny na jedna klasę która trwała półtorej godziny i wracalismy znowu dwie godzinie
W Polsce bym nigdy tak nie podróżowała codziennie na studia s tutaj trzeba, nie ma wyjścia
Piszesz zeby nie zadreczac sie wspomnieniami ale one są najlepsze! Ja przyjechałam tutaj do stanów mając dwadzieścia lat, więc wszystko co najlepsze zostawilam w Polsce
A tu zacząć od zero od nowa to już nie to samo, nie te same przyjaźnie, znajomosci, poczułam sie tu gorzej, przy tylu pięknych dziewczynach i tylu narodowosciach nagle moja samoocena spadła do zera
I nawet nie ze sie porównywalam do tych pięknych dziewczyn z oryginalna uroda ....
Chyba na obczyźnie traci sie pewność siebie bo wiesz ze nie jesteś u siebie, nie mówisz swoim językiem i zawsze będziesz tylko przyjezdnym, to nie jest tak naprawdę twoj dom
A bez pewności siebie, jakie to zycie może być? A pózniej ta nieszczęśliwa miłość....
Sorry ze sie tak rozczulam przed tobą, ale czuje ze mogę
Pozdrawiam
Lili
"Piszesz zeby nie zadreczac sie wspomnieniami ale one są najlepsze!" Masz czerpać z nich siłę a nie udrękę.
UsuńJesteś na pewno sliczną dziewczyną- przecież Polki wyróżniają się urodą na tle innych narodowości. Ja na przykład, choc uważam się za raczej przeciętną, w Irlandii czułam się jak prawdziwa piekność. Popracuj nad pewnością siebie Kochana, jesli będziesz czuła się piekna to będziesz tak odbierana. Potrzebujesz tez przyjaciół, życzliwych ludzi, koleżanek z którymi będziesz mogła połazic po sklapach i poplotkowac przy winie:)
Buziaki